Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

wtorek, 29 marca 2016

"Dziennik 1870-1879" - Francis Kilvert [Recenzja 42.]

Rozpieszczam Wam notkami i filmami w tym tygodniu – mamy dopiero wtorek, a to już druga recenzja i na pewno jeszcze nie ostatnia! Tym razem mam dla Was znowu coś, czego jeszcze na u mnie nie było – dziennik. I to nie byle jaki dziennik, bo niezwykłe zapiski angielskiego pastora Francisa Kilverta z lat 1870-1879. Jeśli jesteście ciekawi, zapraszam dalej. :)

Aaa... po resztę zapraszam na stronę akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają, bo to we współpracy z nimi recenzuję tę książkę! do recenzji przejdziecie klikając TUTAJ :)

A na wypadek, gdyby było Wam mało, zapraszam na filmik - TU


Do następnego razu! J. 

poniedziałek, 28 marca 2016

Fantastyczny Poniedziałek: "Czas żniw" - Samantha Shannon [Recenzja 41.]

Mam ostatnio wrażenie, że czas przelatuje mi od poniedziałku do poniedziałku – ledwo zrecenzowałem jedną książkę, już pora na kolejną. Dzisiaj opowiem Wam o powieści, na którą czekaliście, i o którą mnie pytaliście. Sam byłem ciekaw, jak mi się spodoba, i chociaż trochę to zajęło, w końcu przychodzę do Was z „Czasem Żniw” Samanthy Shannon. Zapraszam!

 
W świecie, w którym ludzie podzieleni są na ślepców i jasnowidzów, tym drugim nie jest łatwo – są prześladowani i unieszkodliwiani jako wynaturzone istoty. Dziewiętnastoletnia Peige Mahoney jest jasnowidzem i to obdarzonym rzadkimi zdolnościami: jest śniącym wędrowcem, osobą, która we śnie może odwiedzać senne krajobrazy innych. Ten dar pozwolił jej znaleźć zatrudnienie w podziemiu Sajonu Londyn. Jednak pewnego dnia Peige „wpada” i zostaje przetransportowana do Oksfordu, do tajnej kolonii karnej dla jasnowidzów prowadzonej przez rasę z innej planety, mrocznych Refaitów pod przewodnictwem Nashiry. Jej opiekunem zostaje w dodatku Naczelnik, wybranek krwi przerażającej władczyni. Jaką skrywa tajemnicę i dlaczego wydaje się być inny od swoich pobratymców? Jak Peige poradzi sobie w brutalnym, nowym świecie? Czy uda jej się oprzeć żądaniom Refaitów? Żeby się tego dowiedzieć, musicie przeczytać „Czas żniw”.

Sięgając po tę książkę wiedziałem jedynie, że jest o jasnowidzach, że nieprzeczytanie jej grozi fochem ze strony Anity z Book Reviews i że wszyscy się zachwycają. Ach, no i że to Young Adult. Wtedy zacząłem się obawiać, bo ja, jak wiecie, specjalnie za tym gatunkiem nie przepadam – ale! W przypadku „Czasu żniw” cechy YA mieszają się z cechami fantastyki na tyle dobrze, że tworzą razem stabilną konstrukcję niezagrażającą wybuchem (z mojej strony). Owszem, mamy tutaj miłosny trójkąt, ale taki wyważony, mamy młodą, wyszkoloną główną bohaterkę, ale sympatyczną, mamy antyutopię i system totalitarny, ale… no nie, mamy i już. Na to nic nie da się poradzić. :D Samantha Shannon serwuje nam jednak mimo wszystko smaczny kąsek. Dlaczego?


Przede wszystkim ze względu na przedstawiony na kartach tej powieści świat i „system magii”, z barku lepszego określenia. Brutalność Sajonu Londyn jest przejmująca, tak jak przejmujący jest los ludzi pod rządami Refaitów w Oksfordzie. Bardzo podoba mi się koncepcja jasnowidzenia, liczne klasy i podklasy jasnowidzów, które stworzyła Samantha Shannon, jednym słowem – jestem jak najbardziej na „tak” jeśli chodzi o świat, w którym przyszło żyć naszej Peige. No właśnie, skoro już mowa o Peige, to i ona jest kobiecą postacią nakreśloną z pomysłem. Mimo że odrobinę przewidywalna w działaniu, Peige to dziewczyna, którą da się lubić – charakterna, wytrwała, odważna. W dodatku nie jest przesadnie egzaltowana czy pretensjonalna, mimo że nosi w sobie niezwykły dar. Czytanie o jej przygodach było przyjemnością i chętnie spotkam się z nią znów w „Zakonie mimów”.

Wady tej powieści? Przewidywalność, ale to chyba domena gatunku Young Adult. Nie dostałem rewolucji, ale też jej nie oczekiwałem. Może jestem na tę powieść odrobinkę „za stary”? Mimo wszystko to naprawdę dobra powieść z bardzo dobrym pomysłem i rozumiem, dlaczego urzekła tak wielu młodych ludzi. Jak to gdzieś kiedyś przeczytałem, „Czas żniw” to typowy „page turner”, i z tym się zgadzam – przez książkę płynie się szybko, strona za stroną, rozdział za rozdziałem, i dla mnie kolejne tomy cyklu Shannon będą stanowiły miły, lekki przerywnik między poważniejszymi lekturami. Fanom fantastyki i fanom YA polecam zdecydowanie. :)

Jeśli jeszcze Wam mało zapraszam na vloga, o TUTAJ, gdzie znajdziecie tę recenzję w formie wideo. A za jakiś czas (niedługi) szykujcie się na mały „update” mojej opinii, w którym opowiem Wam o tomie drugim, czyli o „Zakonie mimów” – ta recenzja pojawi się na kanale. :)



Książkę zrecenzowałem we współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.


Dzięki, że byliście, i do usłyszenia niebawem! 

piątek, 25 marca 2016

Bazgrołki: "Strażnicy nocy" [Recenzja 40.]

Witajcie w pierwszej recenzji w nowej serii! :) Na kanał i bloga zawitały „Bazgrołki” – moje „artystyczne impresje”, które głównie będą krążyć wokół kolorowanek dla dorosłych, mojego ostatniego mini-uzależnienia. Gdy mam czas, lubię usiąść wieczorkiem przy dobrej muzyczce i herbatce i pokolorować obrazek, dwa, ewentualnie siedem :D A dzisiaj opowiem Wam o „Strażnikach nocy”, przepięknej kolorowance od Wydawnictwa Nasza Księgarnia.



„Strażnicy nocy” to książka do kolorowania stworzona przez The 13th Sign utrzymana w „mrocznych”, gotyckich klimatach. Ilustracje, jak przyznają Autorki, Katarzyna Niemiro i Ajka Jabłońska, inspirowane są symbolizmem, mitami i elementami sztuki secesyjnej, i rzeczywiście widać to w ilustracjach do „Strażników nocy”. Boginie, pół ludzie i pół zwierzęta, ciekawa ornamentyka. Najbardziej podoba mi się to, że ilustracje dają olbrzymie pole do popisu – możemy zinterpretować je na wiele sposobów i pokolorować w różnej stylistyce. To daje naszej wyobraźni niezłe pole do popisu! „Strażnicy nocy” będą też świetni dla tych, którzy lubią, bądź chcieliby się nauczyć, kolorować postaci – niemalże na każdej ilustracji znajdziemy jakiegoś człowieka… lub przynajmniej potwora w ludzkiej skórze… to już musicie odkryć sami. :)


Jeśli chodzi o wykonanie, Nasza księgarnia postarała się tak jak w przypadku „Wysp” i „Inwazji bazgrołów” – gruby papier i jednostronny druk umożliwia kolorowanie farbami czy pisakami, a gruba tektura z tyłu – szkicowanie na kolanie czy w łóżku. Do tego korzystna cena i nic, tylko brać, kolorować i się relaksować! :)


Ja wybrałem sobie dziś jeden obrazek i pokolorowałem go z Wami – jeśli chcecie to zobaczyć, zajrzyjcie do filmiku na kanale – kliknijcie TUTAJ, żeby się do niego przenieść. Efekt mojej twórczości macie natomiast po lewej. :) Mam nadzieję, że się podoba!


Koniecznie dajcie mi znać, jak podobał Wam się film i pomysł na nową serię! A jeśli macie pytania, pomysły na filmy albo jakieś wyzwania związane z rysowaniem i kolorowaniem – śmiało! Czekam na propozycje w komentarzach! Do usłyszenia następnym razem <3 J. 




poniedziałek, 21 marca 2016

Fantastyczny Poniedziałek: "Blade runner" - Philip K. Dick [Recenzja 39.]

Witajcie, Moi Drodzy!
Po dwóch tygodniach wracamy z Fantastycznymi Poniedziałkami, wracamy mocnym uderzeniem, powieścią filozoficzną, piękną, przejmującą i przerażającą – może nawet idealną przed zbliżającą się Wielkanocą. Klasyk klasyków w gatunku science fiction, sztandarowe dzieło geniusza XX wieku, Philipa K. Dicka, a mowa oczywiście o powieści „Blade runner. Czy androidy marzą o elektrycznych owcach?”. Zapraszam. :)


Po nuklearnej wojnie ludzkość przeniosła się na pozaziemskie kolonie. Tworzone tam androidy, roboty będące kopiami ludzi, czasem uciekają, a wtedy należy je wyeliminować. Tym zajmują się łowcy androidów, tacy jak Rick Deckard, który poluje na zbiegłe roboty. Pewnego dnia otrzymuje niezwykłe zlecenie wytropienia sześciu zbiegów z Marsa, androidów najnowszej generacji, doskonałych ludzkich kopii. Co zagraża ludzkości z ich strony? Skąd ten strach przed androidami? Czy do rozpoznania zbiegów wystarczy Rickowi zwykły „test współczucia”, czy nowa generacja jest już na to za sprytna? O czym tak naprawdę marzą androidy? Żeby się tego dowiedzieć, sięgnijcie po „Blade runnera” Philipa K. Dicka.

Po raz kolejny mamy do czynienia z powieścią tak złożoną, że nie wiem, od czego zacząć. „Blade runner” to absolutny klasyk gatunku, książka genialna pod każdym względem. Przede wszystkim Dick przenosi nas do przerażającego, surowego świata. Na Ziemi wymarły niemal wszystkie gatunki zwierzęt. Te prawdziwe są niezwykłą rzadkością i stanowią kolekcjonerskie okazy. Gdy okazuje się, że podobnie jak imitacje zwierząt, można stworzyć i imitacje ludzi, świat staje przed dobrze znanym zagrożeniem w nowej, jeszcze bardziej przerażającej odsłonie – człowiek zaczyna bawić się w Boga. Kolejne generacje androidów są coraz doskonalsze, coraz lepiej udają ludzi, coraz efektywniej ich zastępują. Autor maluje przed nami przerażającą futurystyczną wizję ludzkości opanowanej, na nasze własne życzenie, przez roboty. Przez roboty idealne, przed którymi trudno się obronić, nie gubiąc po drodze swojego człowieczeństwa.


„Blade runner” zmusza nas do zadania sobie ważnych pytań – kim jest człowiek? Czego potrzeba, by być człowiekiem, a co może spowodować, że przestaniemy nim być? Gdzie jest granica między sztuczną inteligencją a człowieczeństwem? Rick Deckard prowadzi śledztwo zagłębiając się jednocześnie w mrok ludzkiego umysłu i umysłu robota, poznaje pragnienia i prawa rządzące „umysłami” androidów. A może już ludzi? No właśnie, a gdyby android okazał się bardziej człowiekiem od człowieka? W tej powieści, gdzie wyznacznikiem człowieczeństwa i upływu czasu są przedmioty i zwierzęta, żywe lub elektryczne, nic do końca nie wiadomo, ludzi paraliżuje strach przed tworem, który sami od początku do końca zaprojektowali. Pragnienie prestiżu i dążenia do ideału zmusza ich do stworzenia czegoś, by potem to zniszczyć i udoskonalić jeszcze bardziej. Czy w tym kierunku zmierzamy jako ludzie?

Bez wątpienia „Blade runner” to obok „Ubika” i „Człowieka z Wysokiego Zamku” najwybitniejsza powieść Philipa K. Dicka. To mocna, obezwładniająca proza, która zakorzenia się głęboko w naszym umyśle i przez wiele lat nie daje spokoju. To apokaliptyczna wizja, która powoli zaczyna się spełniać, to powieść, która odsłania przed nami Dicka-wizjonera, który wiele lat temu przepowiedział nam mroczną przyszłość. Pytanie brzmi, czy jesteśmy jeszcze w stanie zmienić kierunek, w którym zmierzamy? Odpowiedź musicie znaleźć sami, ale powieść polecam Wam bardzo, bardzo serdecznie. Ja zacząłem od niej przygodę z tym autorem, uwielbiam jego, nieco psychodeliczną, trzeba przyznać, prozę, i uważam Dicka za jednego z najwybitniejszych pisarzy ubiegłego wieku. Dla fanów science fiction i nie tylko to pozycja absolutnie obowiązkowa! :) A jeśli macie ochotę na moją recenzję w formie wideo, zapraszam TUTAJ.

Dzięki, że byliście ze mną w kolejnej recenzji i do usłyszenia niebawem, J.




niedziela, 20 marca 2016

"Unik" - Chelsea Cain [Recenzja 38.]

Sami dobrze wiecie, że bardzo lubię kryminały i thrillery, i od czasu do czasu przychodzi na blogu czas na zrecenzowanie czegoś w takich mrocznych klimatach. Dzisiaj nadeszła właśnie taka pora, bo od Wydawnictwa Czwarta Strona otrzymałem do recenzji „Unik”, pierwszy tom cyklu z Kick Lannigan autorstwa Chelsea Cain, i zapraszam, żebyśmy wspólnie przyjrzeli się tej powieści bliżej.


Kick Lannigan ma za sobą przerażającą przeszłość – choć jest młoda, przeszła piekło. Jako dziewczynka została porwana i zmuszona do występowania w dziecięcych filmach pornograficznych. Choć upłynęło już kilka lat, nagrania z jej udziałem wciąż są popularne w sieci. Kick została w końcu uratowana i udało jej się jako tako poukładać swoje życie, choć straszne wydarzenia z dzieciństwa pozostawiły na jej psychice głębokie rany. W efekcie Kick cały czas interesuje się losem porwanych dzieci - stara się za wszelką cenę ochronić je przed podobnym losem. Po kolejnej serii porwań na jej drodze staje tajemniczy Bishop, który również z jakiegoś powodu zdaje się interesować się losem porwanych dzieci, a Kick, trochę wbrew sobie, postanawia mu pomóc. Czy odnajdą małego Adama, zanim dojdzie do nieszczęścia? Kto stoi za porwaniami? I czy Kick upora się w końcu ze swoją przeszłością? Sięgnijcie po „Unik”, by się o tym przekonać.

Na pierwszy rzut oka widać, że „Unik” nie jest powieścią łatwą ze względu na tematykę – dziecięca pornografia, porwania, znęcanie się nad dziećmi są zawsze tematami niezwykle trudnymi, a Chelsea Cain właśnie wokół nich oplotła fabułę swojej powieści. Ponieważ i główna bohaterka była „takim dzieckiem”, szczególnie poruszające są fragmenty, w których wspomina dzieciństwo – z pewnością znajdą się bardziej wrażliwi (w dobrym tego słowa znaczeniu) czytelnicy, których te rozdziały zmuszą do refleksji. Ale pomijając tę trudną tematykę, „Unik” jest też bardzo dobrze skonstruowany fabularnie – wciąga nas od samego początku i do ostatniego zdania nie chce „puścić”.

Warto też zwrócić uwagę na bohaterów: nie tylko Kick jest świetnie wykreowaną postacią, również pozostałym nie można niczego zarzucić. Zamiarów Bishopa nie sposób do końca odgadnąć, zresztą tak naprawdę nawet pod koniec książki nie dowiadujemy się wszystkiego, a to zapowiada emocjonujący tom drugi. Podobnie James, „brat” Kick, to interesująca postać z mroczną przeszłością, człowiek z problemami, po przejściach, przez które znów zostanie postawiony przed ciężką próbą. Z bohaterami książki Cain łatwo możemy się zżyć, to postaci, które zdecydowanie da się lubić.  

Podsumowując, „Unik” polecam wszystkim miłośnikom kryminałów i thrillerów, także tym, którzy szukają czegoś więcej. Interesująca tematyka i niejednoznaczni bohaterowie czynią z tej powieści coś więcej niż kolejny banalny kryminał, więc myślę, że warto poświęcić jej trochę czasu. :) A jeśli chcecie posłuchać tej recenzji w formie wideo, zapraszam TUTAJ.


 
Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

Do usłyszenia już niedługo, J. 

"Dziewczyna z rewolwerem" - Amy Stewart [Recenzja 37.]

Książka, o której dzisiaj Wam opowiem, kusiła mnie z zapowiedzi od dawna. Gdy dostałem ją w swoje ręce, zachwyciłem się – piękne wydanie będzie ozdobą mojej biblioteczki. Opis zapowiadał prawdziwą bombę. A co tak naprawdę znalazłem w środku „Dziewczyny z rewolwerem” Amy Stewart? Zapraszam na recenzję.



„Dziewczyna z rewolwerem” opowiada historię Constance Kopp. W latach 20. XX wiek panna Kopp, jadąc w powozie wraz ze swoimi dwoma siostrami, Normą i Florence, zostaje potrącona przez czarny samochód. Za kierownicą pojazdu siedzi Frank Kaufman, typ spod ciemnej gwiazdy, któremu lepiej nie wchodzić w grę. Constance jednak jest nieugięta i zamierza odzyskać pieniądze za zniszczony powóz. Kaufman zaczyna grozić siostrom Kopp, więc nasza bohaterka będzie musiała wziąć sprawy w swoje ręce i, z drobną pomocą pewnego szeryfa, uregulować sprawy z Kaufmanem. Czy uda jej się wywalczyć pieniądze i ochronić rodzinę przed bandytami? Sięgnijcie po „Dziewczynę z rewolwerem”, żeby się o tym przekonać.

Przede wszystkim trzeba chyba powiedzieć, że po opisie tej książki, każdy spodziewa się sensacyjnej opowieści, dynamicznej akcji, brawurowych akcji z rewolwerem w roli głównej. No cóż, tego nie ma tu dużo, lojalnie uprzedzam. Akcja powieści rozwija się raczej powoli, ale to nie oznacza, że książka jest kiepska, o, co to, to nie! Fabuła jest naprawdę intrygująca, bo Constance broni nie tylko interesów swojej rodziny, ale zostaje też wplątana w pewną tajemniczą, kryminalną sprawę. Zdecydowanie jednak najciekawszym aspektem powieści Amy Stewart jest sama główna bohaterka.


Panna Kopp jest z jednej strony wspaniałą, silną kobietą – to jedna z ciekawiej wykreowanych bohaterek kobiecych. Z drugiej strony poznajemy również co nieco z jej przeszłości, która wcale nie była „zielona” – apodyktyczna matka i dziwne zrządzenie losu sprawiło, że Constance całe życie zmaga się z konsekwencjami za młodu podjętych decyzji. Oczywiście postać Constance Kopp jest o tyle ciekawsza, że oparta na naprawdę żyjącej kiedyś osobie. Amy Stewart wykonała świetną robotę szukając w archiwach starych gazet i wiadomości na temat pierwszej kobiety-szeryfa w Stanach i pokazała nam ją w formie powieści. Do tej książki jako do powieści biograficzno-historycznej właśnie nie można się absolutnie przyczepić.

Jeśli czegoś mi zabrakło, to z jednej strony odrobiny klimatu tamtych czasów, a drugiej właśnie Constance jako szeryfa, ale to wynika prawdopodobnie z faktu, że, jak doczytałem, autorka szykuje kolejny tom o przygodach sióstr Kopp. Mam więc nadzieję, że doczekamy też tej części historii, w której Constance rzeczywiście będzie  d z i e w c y z n ą  z  r e w o l w e r e m. Tak czy inaczej jednak powieść polecam serdecznie wszystkim, bo raczej nie pożałujecie, jeżeli po nią sięgnięcie. A jeżeli macie ochotę zapoznać się z moją recenzją w formie wideo, będzie mi miło, jeśli klikniecie TUTAJ. :)



Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.


Dzięki i do następnego razu, J. 

niedziela, 6 marca 2016

"Stół króla Salomona" - Luis Montero Manglano - KONKURS [Recenzja 36.]

Są dwa gatunki literackie, wobec których nie potrafię być krytyczny. Pierwszym z nich jest fantastyka, która przenosi mnie w tyle cudownych, nowych światów – a ja to uwielbiam. Nawet jeśli niektóre pomysły są trochę wtórne (oczywiście w granicach rozsądku), to ja i tak często daję się porwać… Natomiast drugim takim gatunkiem jest powieść przygodowa – nie ważne, czy będzie to piętnasta powieść, w której śliczna pani archeolog i sprytny prawnik uganiają się po jaskiniach w poszukiwaniu kryształowej czaszki – ja i tak będę się dobrze bawić. A będę się bawić jeszcze lepiej, jeżeli ta powieść będzie tak dobrze napisana i skonstruowana, jak „Stół króla Salomona” Luisa Montero Manglano. Zapraszam na recenzję z konkursem na końcu! :)


W tej powieści nie znajdziemy wspomnianego duetu archeolożka-prawnik, ale znajdziemy młodego doktoranta na wydziale historii sztuki, Tirso Alfaro. Tirso, którego życie w pewien sposób stanęło w miejscu – nie do końca jest zadowolony z miejsca w którym się znalazł. Rozgrzebany doktorat, nudny staż, niezbyt udane życie prywatne. Przynajmniej do momentu, w którym staje się świadkiem kradzieży cennej Pateny z Canterbury. Następnego dnia dostaje wypowiedzenie, a chwilę później tajemniczą ofertę rekrutacji na nie do końca wiadomo jakie stanowisko. Tirso przez kolejny zbieg okoliczności posadę dostaje i dopiero wtedy okazuje się, że wstąpił do tajnego Korpusu Poszukiwaczy, który zajmuje się odzyskiwaniem skradzionych przez wieki hiszpańskich dzieł sztuki. Wkrótce czeka go pierwsza misja. Czy podoła? Kto podąża krok w krok za Poszukiwaczami, starając się udaremnić ich misję? Czy wszyscy wyjdą cało z opresji? Sięgnijcie po „Stół króla Salomona”, by się o tym przekonać.


Przede wszystkim muszę Wam powiedzieć, że ta powieść to kawał świetnej zabawy, doskonała rozrywka na dwa lub trzy wieczory. Uprzedzam, nie możecie oczekiwać tu arcydzieła – ale czy ktoś szuka w tego typu powieściach arcydzieł? Szukamy raczej dynamicznej akcji, ciekawej intrygi, tajemnic do rozwikłania, dobrze nakreślonych bohaterów, i to wszystko otrzymujemy w tej powieści. Jeśli macie ochotę na przygodę – dobrze trafiliście! Co więcej, zdaje mi się, że ta powieść jest lepsza od wielu innych z tego gatunku – dlaczego? Już tłumaczę.

Przede wszystkim widać, że Autor ma podbudowę merytoryczną – wie o czym pisze, i idealnie wyważył fakty i fikcję, stworzył świetną, interesującą mieszankę legend i mitów z historią. I co najważniejsze, nie popełnił podstawowego błędu autorów biorących się za powieści przygodowe (w tym błędu, który, moim zdaniem, popełnia np. „mistrz” Dan Brown), czyli nie nagiął dwóch tysięcy lat historii do swojej „wydumanej” teorii. Wręcz przeciwnie, Luis Manglano lawiruje pomiędzy podaniami i opowieściami tworząc wiarygodną opowieść. Brawo! Co więcej, być może kojarzycie nazwisko Autora? Tak, tak, Carla Montero, autorka bestsellerowej „Szmaragdowej tablicy”, to siostra Luisa. Domyślam się, że Autor napisał pierwszy tom trylogii „Poszukiwacze” zainspirowany międzynarodowym sukcesem siostry, ale powiem Wam szczerze, że moim zdaniem przerósł siostrę. Jego książka ma to „coś” czego brakowało mi w książce Carli. Jeżeli podoba Wam się jej proza, koniecznie sięgnijcie po „Stół króla Salomona”!

Bohaterowie? No cóż, można by powiedzieć, że w tej książce, jak w wielu innych tego typu, mamy bystrą sekretarkę, szefa o lodowatym spojrzeniu, jego zastępcę, którego nikt nie lubi, inteligentnego informatyka, ładną archiwistkę, i dwóch stażystów, którzy się nie cierpią i rywalizują o względy ładnej archiwistki. Można by, tylko po co? Wierzcie mi, ta powieść jest tak dobra, tak dobrze się czyta, że to nie ma znaczenia. Postaci dają się lubić, sieć zależności i relacje między nimi zostały świetnie nakreślone i dodają smaczku całej książce. Podobnie główny bohater to ktoś, kogo naprawdę polubiłem. Dlatego czekam z niecierpliwością na kolejne tomy tej trylogii. :)

Jeżeli macie ochotę posłuchać mojej recenzji w wersji wideo, a do tego wygrać egzemplarz „Stołu króla Salomona”, to gorąco zapraszam TUTAJ, na mój kanał na YouTube.


Dzięki, że byliście ze mną w kolejnej recenzji, do usłyszenia już wkrótce! J.



czwartek, 3 marca 2016

Czytelnicze podsumowanie lutego 2016

No dobrze, ja wiem, luty jest krótszy od pozostałych miesięcy… w tym roku był nawet dłuższy niż zazwyczaj… ale ja miałem wrażenie, że minęły ze dwa tygodnie od poprzedniego podsumowania! :D Ale przede wszystkim co się wydarzyło w tym, jakże krótkim, lutym? Ano dużo, przede wszystkim

1000 SUBSKRYPCJI NA VLOGU!!!

Nie mam słów. Zakładając kanał NIGDY bym nie pomyślał, że któregoś dnia (i to po pięciu miesiącach!) będzie Was tu 1000… Dziękuję wszystkim razem i każdemu z osobna. Bez Was nie byłoby tego wszystkiego. :)
A co więcej? A więcej to było czytane! Pod sam koniec miesiąca nawiązałem aż dwie nowe współprace recenzenckie (!) i to z wydawnictwami, które same się do mnie odezwały (!!!), więc jest mi szalenie miło, ale pochwalę się dopiero gdy dostanę książki – żeby nie zapeszać! :D A teraz… co przeczytałem w tym lutym?


Evžen Boček, „Arystokratka w ukropie”
Zaczęło się przezabawnie i w najlepszym, czeskim stylu z Wydawnictwem Stara Szkoła. Do łez rozbawiła mnie Maria Kostka z kostki jej szalona familia z szalonymi pomysłami. Zachęcam do zajrzenia do mojej recenzji na BLOGU i VLOGU, no i do sięgnięcia po oba tomy „Arystokratki”. Poprawa humoru gwarantowana! :)


Piotr Patykiewicz, „Dopóki nie zgasną gwiazdy”
Ta książka była ogromnym, pozytywnym zaskoczeniem – spodziewałem się zupełnie czegoś innego niż dostałem. Ale to, co dostałem, było super! Ta książka zostanie ze mną na długo jako świetne polskie fantasy. Obejrzyjcie moją recenzję na VLOGU lub zajrzyjcie na BLOGA, by dowiedzieć się, co mnie tak zauroczyło.



Joanna Opiat-Bojarska „Gra pozorów”
Ta książka zapoczątkowała mały, trzyczęściowy mini-cykl kryminalny na blogu w lutym. Kryminały Joanny Opiat-Bojarskiej słyną z tego, że ich fabuła mogłaby wydarzyć się naprawdę – tak samo jest z tym. Historia przedstawiona w „Grze pozorów” jest dopracowana i intrygująca, chociaż Głowna bohaterka mnie nie zachwyciła. Zresztą zobaczcie sami na BLOGU i VLOGU.



Olen Steinhauer „Wszystkie drogi prowadzą do Kairu”
Bardzo dobry thriller polityczny napisany w interesujący, dość nowatorski sposób. Bez amerykańskiej akcji typu „pościgi-i-wybuchy”, za to z ciekawym tłem społecznym. Więcej na BLOGU i VLOGU.





Steve Cavanagh „Obrona”
No i w końcu thriller prawniczy – dobry, naprawdę dobry debiut Steve’a Cavanagha, któremu niestety tłumacz zrobił wielką krzywdę… Moja słodko-gorzka recenzja do podejrzenia na BLOGU i VLOGU.




Elżbieta Cherezińska „Turniej cieni”
Po trzech miesiącach zakończyła się moja wspaniała przygoda z „Turniejem cieni”… To prawdziwa epopeja, mistrzowsko opowiedziana opowieść, którą powinien znać każdy Polak. Książka tak mnie zauroczyła, że pierwszy raz wyznawałem Autorce miłość na blogu… Zobaczcie sami na BLOGU i VLOGU.


Jacek Łukawski „Krew i stal”
W końcu, w ostatni Fantastyczny Poniedziałek lutego opowiedziałem Wam o debiucie, na który czekałem długo – rewelacyjna historia fantasy osadzona w słowiańskim świecie, która będzie bliska wszystkim miłośnikom baśni, legend i opowieści arturiańskich. Polecam gorąco na BLOGU i VLOGU.



Wynika z tego, że przeczytałem siedem książek i 2426 stron – nieźle, jak na taki krótki miesiąc… No dobrze, wiem, tylko o dwa dni krótszy niż zwykły, ale ciiii… :D

Dodatkowo, jeśli chodzi o Fantastyczne Poniedziałki, pojawiły się recenzje baśniowego „Snu nocy letniej” (BLOGVLOG) i „Kronik wojen duszków” (BLOG i VLOG). Z okazji walentynek przygotowałem dla Was dwa filmy na kanale: „TOP 5(+1) Najbardziejporuszających historii miłosnych” oraz „Courtship BOOK TAG” – zachęcam do obejrzenia, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście. :) Poza tym zrecenzowałem jeszcze „Playlist for the Dead” Michelle Falkoff, o czym zapomniałem zupełnie w filmiku :P Do poczytania TUTAJ, a do obejrzenia TU.

No i pojawił się BOOKSHELF TOUR! W trzech częściach do obejrzenia TU, TUTAJ oraz TUTAJ

Book Haul

W tym miesiącu w księgarniach kupiłem jedynie dwie książki, i to obie na przecenie. Pojawiło się za to kilka książek do kolekcji, które zbieram, zaprenumerowałem również kolekcję „Świat Dysku”, która zasiliła moja biblioteczkę w liczbie, na razie, czternastu tomów. Przybyło do mnie jednak kilka książek z innych źródeł, a wśród nich takie perełki jak „Inna dusza” Łukasza Orbitowskiego czy „Dziewczyna z rewolwerem” Amy Stewart. Wszystkie moje zdobycze możecie zobaczyć w filmiku podsumowującym luty. :)

TBR, czyli zapowiedzi na marzec

Marzec pod względem lektur szykuje się nie tylko bardzo obfity, ale tez ekstremalnie zróżnicowany – będzie dobra, polska literatura, będzie przejmujący thriller, będzie kryminał retro, a nawet trochę historii i dziennik pewnego pastora… I jeszcze wiele innych! A w dodatku  12 i 13 marca wybieram się do Warszawy, gdzie nie tylko pójdę do teatru Rampa na wspaniały musical, ale też spotkam się z pewną wyjątkową osobą, która wystąpi ze mną w filmiku na 1000 subskrypcji! :) W tym samym czasie pojawi się także mój autorski TAG książkowy związany z musicalami, myślę, że warto na to czekać!  

Jeżeli macie ochotę zobaczyć film, w którym podsumowałem luty, kliknijcie TUTAJ – warto obejrzeć, bo kręciłem nowym aparatem, w nowej, rewelacyjnej jakości Full HD – jest znacznie przyjemniej i ładniej niż wcześniej. :)



Dzięki za kolejny wspólny miesiąc i do usłyszenia niebawem. :)