Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

piątek, 9 grudnia 2016

"Maria Panna Nilu" - Scholastique Mukasonga [Recenzja 79.]

Witajcie w kolejnej recenzji na blogu! Dzisiaj po raz ostatni w tym roku zabieram Was do Afryki – wraz ze Scholastique Mukasongą zajrzymy do Rwandy lat 90. ubiegłego wieku, by przyjrzeć się narastającej niechęci między plemionami Tutsi i Hutu, starożytnym rytuałom i pewnej elitarnej szkole… Jeśli jesteście ciekawi, czy nagrodzona prestiżową Nagrodą Renaudot „Maria Panna Nilu” przypadła mi do gustu, czytajcie dalej!


Akcja powieści została osadzona w Afryce w latach 90. XX wieku w elitarnym liceum dla dziewcząt. Większość uczennic pochodzi z plemienia Hutu, które aktualnie sprawuje rządy w Rwandzie, natomiast dwie z nich,  Veronica i Virginia, z plemienia Tutsi. Jak łatwo się domyślić, muszą one sprostać niechęci ze strony koleżanek, oraz prześladowaniom i ograniczeniom, które dziewczęta Hutu nie dotyczą. Kiedy poznają człowieka, który, jak twierdzi, jako jedyny zna tajemnicę pochodzenia rodu Tutsi, zaczynają wymykać się z liceum, by brać udział w jego tajemniczych obrzędach. Dokąd je to zaprowadzi? Musicie sięgnąć po „Marię Pannę Nilu, żeby się o tym przekonać.

Zacznę może od tego, co mi się podobało: „Marię Pannę Nilu” bardzo dobrze się czyta. Mukasonga sprawnie włada piórem, na pewno wpływ na to miało również udane tłumaczenie. Bardzo podobał mi się opis nastrojów w Rwandzie w tamtym czasie, to, jak mieszały się kultury Tutsi, Hutu i „białych”, jak wciąż obecne gdzieniegdzie wierzenia afrykańskie ścierały się z chrześcijaństwem. Z jednej strony Maria Panna Nilu, z drugiej szaman, wiedźma i starożytni, egipscy bogowie.  Akcja toczy się wartko, nie można narzekać na nudę, a przez to książka stanowi właściwie lekturę na dwa, góra trzy wieczory. Z zainteresowaniem śledzimy losy dziewcząt w liceum, a napięcie narasta, bo cały czas oczekujemy na nachodzącą tragedię – w końcu zapowiada ją opis z tyłu, a sama książka ma być przecież przedstawieniem nadchodzącego ludobójstwa, które wstrząśnie Rwandą. No właśnie, problem w tym, że tego ludobójstwa się tu nie doczekamy…

„Maria Panna Nilu” ma być ukazaniem problemu między Tutsi a Hutu w mikroskali, na przykładzie sytuacji w liceum. Poprzez wgląd w mniejszą jednostkę społeczną, mamy ogarnąć nastroje całego społeczeństwa. Problem w tym, że w tej szkole tak naprawdę... nic strasznego się nie dzieje! Oczywiście, Virginia i Weronika nie są traktowane dobrze, nie mają zbyt wielu przyjaciółek, ale też nie są jakoś dramatycznie poniżane, szkalowane, bite czy cokolwiek moglibyśmy sobie jeszcze wyobrazić. Ba, nawet one nie sprawiają wrażenie jakby czuły się jakoś bardzo źle. Wyobrażam sobie, że w Rwandzie tamtego czasu wrogość Hutu wobec Tutsi była jednak widoczna znacznie mocniej, dlatego nie rozumiem skąd to łagodne podejście do tematu. Podejrzewam, że Mukasonga chciała pisać prosto, bez patosu, i tym nas poruszyć, ale w moim odczuciu nie bardzo to wyszło.

W dodatku, tak jak powiedziałem, ze spodziewanego opisu ludobójstwa, które miało mną wstrząsnąć, niewiele dostałem, bo tak naprawdę cokolwiek poważniejszego dzieje się tu dopiero w ostatnim rozdziale. Książka kończy się nagle, jakby Autorka doszła do wniosku, że najwyższy czas już zakończyć… W moim odczuciu „Maria Panna Nilu” to trochę zmarnowany potencjał: zarysowane tu postaci, poruszone wątki i problemy mogłyby zostać rozwinięte ciekawiej, szerzej i lepiej. Sam nie jestem do końca pewien, co zawiodło, ale z pewnością ta książka nie zrobiła na mnie takiego wrażenia, jak powinna, i raczej nie zostanie we mnie na dłużej – a szkoda.  

Tym, którzy naprawdę lubią czytać o Afryce, mogę tę powieść polecić, choć moim zdaniem są lepsze pozycje, jak choćby „Droga do domu” Yaa Gyasi czy „Rybacy” Chigozie Obiomy, a innym, którzy szukają mocnej, poruszającej lektury, polecałbym raczej inne powieści. Jeśli chcecie posłuchać jeszcze trochę o „Marii Pannie Nilu”, zapraszam, na mój kanał, na FILM, w którym o niej opowiadam.



Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czwartej Strony.


Do usłyszenia niedługo!