Witajcie, moi Drodzy!
Od czasu do czasu na moim
blogu pojawiają się recenzje
książek, o których z jakichś powodów nie chcę opowiadać na kanale.
Niektóre z nich „nie zasługują” na osobny film, czasem po prostu nie
mieszczą się w „ramówce”. Czasem jednakże bywa tak, że nie czuję się
na siłach mówić o jakiejś książce i znacznie łatwiej jest mi ją
opisać, i tak właśnie jest dziś. Książka, a dokładniej mówiąc zbiór
opowiadań, który chcę Wam przedstawić, jest bez wątpienia czymś
wyjątkowym. Wspaniałym. Ponadczasowym. Ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że to jedna z wybitniejszych
pozycji literatury polskiej, jaką poznałem. Dlatego ten tekst jest
raczej omówieniem niż recenzją, raczej opowieścią o pewnej pozycji, niż
jej poleceniem, bo „polecić” można jakąś powieść, ale nie dzieło tej
wagi. Tej książce należy się dodatek w postaci cytatów i kilka refleksji,
których nagranie przyszłoby mi z trudem. Nie przedłużając już tego wstępu powiem
krótko - przed Wami „Baskijski diabeł” Zygmunta Haupta od
Wydawnictwa Czarnego!
Kim
jest Zygmunt Haupt, spytacie? Mam nadzieję, że wiecie, ale nie mam złudzeń – to jeden
z mniej znanych polskich pisarzy emigracyjnych i mogliście o nim
– niestety! – nie słyszeć. Dlatego spieszę z wyjaśnieniem: Haupt
urodził się w 1907 roku we wsi na Podolu. Burzliwy los zawiódł
go do Lwowa, Paryża, na Węgry, do Anglii aż w końcu do Stanów Zjednoczonych,
gdzie zmarł w 1975 roku. Jego biografia jest nie bez znaczenia,
bo w swoich pracach, a pisał przede wszystkim opowiadania i reportaże,
bardzo często wracał, bardziej lub mniej bezpośrednio, do czasów młodości,
zwłaszcza tej spędzonej na kresach. Brał też udział w II wojnie
światowej, co bez wątpienia także się na jego pisarstwie
odbiło, bo tak jak pisze we wstępie do nowego wydania „Baskijskiego diabła”
Andrzej Stasiuk, Haupt przepięknym językiem opowiada o świecie
brutalnym, który częściowo na pewno objawił mu się takim
właśnie w trakcie wojny.
Haupt sięga po przeróżne
tematy. Garściami czerpie ze swojej bogatej biografii i okrasza to wszystko pomysłami nie
mniej bogatej wyobraźni sprawiając, że opowiadania zawarte w „Baskijskim
diable” wymykają się standardowym określeniom takim jak „niezwykłe”, „nietuzinkowe”
czy „zaskakujące”. To teksty troszeczkę jak z innego świata, choć
przecież opisują jak najbardziej naszą rzeczywistość. I dlatego my te
teksty mimo wszystko dobrze rozumiemy, chociaż zadziwia nas to,
bo przecież są takie inne, takie wyjątkowe. „Baskijski diabeł”
zachwyca mnogością motywów, wspomnień, tematów, wątków, Haupt bada każdy
możliwy obszar, raz sięga ku przeszłości, raz ku przyszłości,
a czasem ku temu, co tu i teraz. Dzięki temu sprawia,
że jego proza jest ponadczasowa jak mało która.
Bez wątpienia jednak
największym atutem opowiadań Haupta, tym, co niemalże obezwładnia czytelnika,
jest język, niezwykle specyficzny, ale przepiękny, bogaty, dopracowany w najdrobniejszych
szczegółach. Brutalny, gdy potrzeba, łagodny, gdy tego wymaga opis
sytuacji. Haupt robi to, co ja bardzo, bardzo lubię, nieraz już
o tym zresztą mówiłem: skupia się na szczegółach, opisując
wszystko to, co niby dobrze znamy, ale na co dzień nie
zwracamy na to uwagi. Potrzeba niezwykłej wrażliwości, by
dostrzegać te drobnostki, które czynią nasze życie takim, jakim je przeżywamy, a świat
takim, jakim go widzimy. Wielka jest proza która uświadamia nam,
czym tak naprawdę jest to, co nas otacza: że jest olbrzymim organizmem
złożonym z rzeczy mniejszych, a na te składają się inne, jeszcze
mniejsze. Wszystko to perfekcyjnie ze sobą połączone napędza rzeczywistość,
w której istniejemy. Haupt ma tego świadomość, i podobnie
jak perfekcyjnie funkcjonuje nasz świat, podobnie perfekcyjnie funkcjonuje
jego proza: żadne słowo, żaden przecinek, żaden wykrzyknik nie znalazł się
tam bez przyczyny albo przez przypadek.
Muszę
jeszcze zaznaczyć, że dzisiaj, gdy przyzwyczajeni jesteśmy do powieści z szybką
akcją, naładowanych wydarzeniami, napisanych językiem zachęcającym raczej do szybkiego pochłaniania kolejnych
stron, niż do głębszej refleksji, czytanie „Baskijskiego diabła” może
przyjść nam z pewnym trudem. Nie mówię, że te opowiadania są ciężkie,
czy że trącą myszką, bo absolutnie tak nie jest – po prostu trzeba czytać
je z zupełnie innym nastawieniem, niż większość powieści powstających
współcześnie: w końcu od czasu powstania najstarszych opowiadań
z tego zbioru minęło ponad siedemdziesiąt lat, a najmłodszych
– prawie pół wieku! To widać, ale też jednocześnie w niczym ten upływ czasu moim
zdaniem nie przeszkadza. Proza Haupta to teksty, przy których
westchniecie w duchu: „Ach, jak oni kiedyś umieli pięknie pisać!”,
przy których zachwycicie się wrażliwością autora i jego analitycznym
podejściem do świata i które, mam nadzieję, zostaną w Was na długo –
we mnie zostaną na pewno i wiem, ze będę do nich co jakiś
czas powracał.
Myślę,
że „Baskijski diabeł” to książka, która warto mieć na półce.
Zygmunt Haupt jest moim zdaniem autorem zdecydowanie niedocenionym. Dlaczego? Nie
wiem. Nie mówi się o nim dużo, nie pisze, pewnie gdyby nie to wznowienie
jego tekstów, wiele osób dalej by go nie poznało. Mam nadzieję, że to się
zmieni, bo naprawdę uważam, że jego teksty warte są poznania i zapamiętania.
Jeżeli czujecie, że wrażliwość Haupta do Was trafia, koniecznie
sięgnijcie po „Baskijskiego diabła” – ten zbiór na pewno Was
nie zawiedzie, a całkiem możliwe, że tak jak ja przekonacie się, że
mieliśmy pewnego polskiego pisarza, który zasługuje na uwagę. Ja ze
swojej strony bardzo dziękuję za książkę księgarni internetowej
Platon24.pl i Wydawnictwu Czarnemu.
Do usłyszenia już niebawem w kolejnej recenzji!
Po fragmentach, które umieszczasz, rzeczywiście widać, że jest to napisane pięknym językiem. Jakoś ulotnie kojarzy mi się "Baskijski diabeł" z twórczością Konwickiego, może częściowo przez postrzeganie świata, a częściowo przez wracanie słowami i myślami do tego "swojego miejsca", małej ojczyzny autora.
OdpowiedzUsuńCześć, jestem tu nowy.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja Jerzy. Język tych opowiadań jest po prostu piękny, co widzę po fragmentach. Piszesz, że dziś w książkach jest dużo akcji i ona pędzi, i dzisiejszemu czytelnikowi może to nie przypaść do gustu. Ostatnio czytam Prousta (obecnie "Gomora i Sodoma"), jakoś się przy tym cyklu nie nudzę, a opis magdalenki genialny. Ja tu o książkach Prausta, a ty pisze, że autor "Baskijskiego diabła" używa pięknego, nieraz brutalnego języka. To bardzo dobrze, bo pokazuję to ludiom, że rzeczy trzeba nazywać po imieniu.
Pozdrawiam Piotr.