Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

środa, 30 września 2015

Czytelnicze podsumowanie września 2015

Wrzesień 2015 roku był niesamowicie ważny oczywiście dlatego, że 18 września zarówno blog, jak i vlog rozpoczęły działalność! Rozpoczęła się więc nasza wspólna podróż przez świat książek :) A teraz wrzesień niespodziewanie dobiegł końca i trzeba go podsumować, a więc zaczynamy: krótko przypomnę Wam książki, które przeczytałem w tym miesiącu (pod każdym tytułem znajdziecie linki do recenzji na blogu i vlogu :) ).




„Ulica marzycieli” - Robert McLiam Wilson 

„Ulica marzycieli” to pierwszy tytuł, z którym zmierzyłem się we wrześniu. To historia przyjaźni Jake’a i Miśka w ponurym Belfaście ogarniętym konfliktem między republikanami i unionistami w latach 90. XX wieku. Ta historia jednak nie do końca przypadła mi do gustu. Dlaczego? Zajrzyjcie do moich recenzji na BLOGU i VLOGU, aby się przekonać. :)




„Młodość” – Paolo Sorrentino 

Ta książka to zbeletryzowany scenariusz filmu, który 18 września miał premierę w polskich kinach. Jest to opowieść o dwóch staruszkach, którzy szukają dla siebie miejsca we współczesnym świecie, nie mogąc pogodzić się z odsunięciem na margines. Jak potoczą się ich losy? Sprawdźcie sami, a ja zapraszam do moich recenzji na BLOGU i VLOGU.




„Na kocią łapę” – Jeffrey Archer

Ten zbiór opowiadań mistrza pióra z Wielkiej Brytanii, na wskroś brytyjski i świetnie napisany, porusza problemy społeczne i relacji między ludźmi. Dla mnie był powrotem, i to bardzo udanym, do prozy Archera po 5 latach. O moich wrażeniach możecie posłuchać na vlogu, o TUTAJ.






„Królowie przeklęci. Tom I” – Maurice Druon

W końcu, pod koniec miesiąca, przyszedł czas na tom pierwszy „Królów przeklętych”, w którym autor zabiera nas na dwór królewski średniowiecznej Francji. Dworskie intrygi, romanse, straszliwa klątwa i wielka miłość – cóż może być ciekawszego?! :) Posłuchajcie mojej recenzji na VLOGU, a potem lećcie po „Królów przeklętych” – naprawdę warto! :D




Przeczytałem więc w tym miesiącu 4 książki, a właściwie 6, bo „Królowie przeklęci” zawierają w sobie 3 części cyklu. To całkiem niezły wynik biorąc pod uwagę, że z „Ulicą marzycieli” męczyłem się prawie dwa tygodnie. Tak więc liczba stron przeczytanych przeze mnie w październiku wynosi 1524. Całkiem, całkiem. :)


Book haul, czyli wrześniowe zdobycze

Jeśli chodzi o book haul, to w tym miesiącu przybyło do mnie z różnych źródeł aż 18 książek, w tym wiele perełek, na które od dawna czekałem, jak np. „Paskudna historia” Bernarda Miniera, „Wichrowe wzgórza” Emily Bronte, „Turniej cieni” Elżbiety Cherezińskiej czy „Żywe srebro” Neala Stephensona. Pełen wrześniowy book haul możecie zobaczyć na moim kanale!

Na kanale pojawił się też UNBOXING paczuchy z księgarni Aros.pl :) (Swoją drogą jest to jak na razie najpopularniejszy film na kanale, więc cieszę się, że tak Wam się spodobał :D).



TBR, czyli vlogowo-blogowe plany na październik

Październik szykuje się naprawdę zaczytanie, a zaczniemy recenzją „Ostatniego królestwa” Bernarda Cornwella, o którą już wielu z Was mnie pytało. Później przyjdzie czas na coś mrocznego, czyli „Paskudna historię” Bernarda Miniera, by w końcu móc przejść do zupełnej świeżynki, czyli „Siekiery” LudvÍka VaculÍka. Chciałbym też, żeby w pierwszej połowie października na kanale pojawił się jakiś TAG, więc jeśli macie ciekawe pomysły, albo chcecie czegoś konkretnego się o mnie dowiedzieć – zostawcie swoje propozycje TAGÓW w komentarzach tutaj lub na vlogu! :)

Ogłoszenia różne

Bardzo ważnym wydarzeniem październikowym, o którym zapomniałem wspomnieć w filmiku, są Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie w dniach 22-25 października. Mam olbrzymią ochotę się tam wybrać i nadzieję, że uda mi się wyrwać, więc jeżeli ktoś będzie miał chęć się tam spotkać, a mi uda się dojechać, to jestem otwarty na wszystkie propozycje! :) Na pewno będę Wam jeszcze dawał znać, co i jak z tegorocznymi Targami.

I na koniec chciałem wam tylko powiedzieć, że nawiązałem współpracę z akcją Polacy nie gęsi, i swoich autorów mają, i mam nadzieję, że owoce tej współpracy zobaczycie już wkrótce! :)


Dziękuję za pierwsze dwa tygodnie działalności bloga i vloga, świetnie że jest Was tak wiele! Jestem wdzięczny za wszystkie miłe komentarze i wiadomości, które dostaje, za subskrypcje i łapki w górę pod filmami. Mam nadzieję, że z czasem stworzymy grono, które będzie się wymieniać doświadczeniami, bo o to przecież w tym całym czytaniu chodzi. Książki dają nam szansę przeżycia wszystkiego drugi raz, więc korzystajmy z tej szansy! Bo przecież – KTO CZYTA, ŻYJE PODWÓJNIE, prawda? :) 
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie i trzymajcie się – Jerzy

PS Zostawiam Wam link do wersji filmowej podsumowania - o, TUTAJ! :)

czwartek, 24 września 2015

„Ulica marzycieli” – Robert McLiam Wilson [Recenzja 2.]

Przyznaję, że przeczytanie książki, o której dzisiaj chcę Wam opowiedzieć, stanowiło dla mnie mały problem. Nie dlatego, że ta książka jest nudna. Nie dlatego, że jest źle napisana czy źle przetłumaczona. Powiedziałbym, że po prostu jakoś do mnie nie trafiła. I w tej recenzji postaram się Wam opowiedzieć, dlaczego. Zapraszam na „Ulicę marzycieli” Roberta McLiama Wilsona.

Wilson to irlandzki autor, który zasłynął najbardziej właśnie z powieści „Ulica marzycieli” wydanej w 1996 roku. Książka opowiada historię dwóch przyjaciół, Jake`a i Miśka Lurgana, przy czym niektóre rozdziały przedstawione zostały z perspektywy Jake’a, a inne opowiadają o Miśku. W tle historii ich przyjaźni, miłostek i perypetii zawodowych rozgrywa się konflikt pomiędzy republikanami a unionistami o podział Irlandii – rzecz dzieje się w latach 90. ubiegłego wieku. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że bardzo trudno było mi wgryźć się w świat bohaterów, mimo że oczywiście rozumiem ich problemy. Rozumiem też, dlaczego dla Irlandczyków w tamtym czasie powieść była niesamowicie ważna, i dlaczego została okrzyknięta najlepszą książką tego pisarza.



W „Ulicy marzycieli" mamy całkiem sporo bohaterów. Mi najbardziej spodobał się Misiek Lurgan, który z włóczęgi i niezdary z dnia na dzień staje się finansowym potentatem i właścicielem świetnie prosperującej firmy. Jego postać ukazuje absurdy ówczesnego rynku w Irlandii i niedoskonałości tamtejszego prawa. Poza tym jednak Misiek jest niesamowicie sympatyczną postacią, a w dodatku nie raz śmiałem się podczas czytania scen z jego udziałem. Podobnie ciekawą i pełną życia postacią jest wojownicza Irlandka, która od pierwszego poznania zdaje się intrygować Jake’a… Za to z przykrością muszę powiedzieć, że sam Jake, który jest niejako główną postacią, irytował mnie bardziej niż pozostali bohaterowie. Jego uległość i wieczna bezsilność, chociaż powodowana okolicznościami politycznymi i społecznymi, momentami wydawała mi się przesadnie podkreślona. Jedyne co w tej postaci jest według mnie warte zauważenia, to wisielczy, czarny humor, miejscami nawet zabawny.



Jest jednak inny powód dla którego zdecydowanie warto sięgnąć po „Ulicę marzycieli” Wilsona: Belfast. Miejsce akcji zostało przedstawione fantastycznie. Belfast to mroczne miasto, gdzie w każdej chwili można zginąć w zamachu, gdzie nie możesz być pewnym, czy wrócisz do domu cało. Gdzie idąc spokojnie na spacer możesz zostać zgarniętym przez protestujący tłum. I w końcu gdzie na murach pojawiają się dziwne, dla nikogo nie zrozumiałe napisy… To miasto, gdzie bogactwo i przepych mieszają się z biedą, a przez niektóre dzielnice rozryte lejami po bombach strach nawet przechodzić. Mimo wszystko warto jednak zajrzeć na tytułową ulicę Marzycieli, by choć trochę spróbować zrozumieć problemy ówczesnego społeczeństwa irlandzkiego.



Słowem podsumowania: chociaż mi nie do końca odpowiada styl McLiama Wilsona, absolutnie nie chcę powiedzieć, że jest to książka bezwartościowa. Na plus działa też świetne tłumaczenie Marii Grabskiej-Ryńskiej. Książka może mieć wartość jako pewien rodzaj zbeletryzowanej kroniki wydarzeń historycznych czy obraz Irlandii z lat 90. XX wieku, natomiast ja spodziewałem się powieści obyczajowej, i w tej roli „Ulica marzycieli” sprawdziła się kiepsko. Sam fakt że brnąłem przez nią prawie dwa tygodnie świadczy o tym, że nie czyta się tej książki szybko i prosto, chociaż znalazłem na jej temat również bardzo dobre opinie. W moim przypadku po prostu coś nie zagrało. :)



Zapraszam też do zapoznania się z recenzją na vlogu klikając TUTAJ. Do zobaczenia w następnych recenzjach i do usłyszenia na blogu! :)

Trzymajcie się ciepło – J.





sobota, 19 września 2015

„Młodość” - Paolo Sorrentino [Recenzja 1.]




Książkę, o której dziś Wam opowiem, pochłonąłem w jeden wieczór. Opowieść ta jest krótka, co nie oznacza jednak, że bezwartościowa. Wręcz przeciwnie! Zapraszam na rozważania na temat „Młodości” autorstwa Paolo Sorrentino. 

 

„Młodość” to powieść, a właściwie  powiastka, która powstała na podstawie scenariusza do filmu o tym samym tytule. Sorrentino jest znanym reżyserem, którego po obsypanym nagrodami filmie „Wielkie piękno” nikomu nie trzeba chyba przedstawiać. Tym razem włoski reżyser porusza temat starości i relacji między pokoleniami. Film miał swoją premierę w Polsce 18 września, myślę więc, że warto zapoznać się także z książką wydaną przez REBIS.





Powieść opowiada o kilku dniach z życia dwóch staruszków, przyjaciół, Freda i Micka. Jeden z nich jest wybitnym kompozytorem, drugi natomiast znanym reżyserem. Jak co roku od lat spędzają razem wakacje w alpejskim kurorcie. Chociaż mogłoby się wydawać, że powinni być szczęśliwi, że ich życie jest poukładane, że osiągnęli już bardzo dużo, obaj mają jeden problem – chorują na starość.

      Mężczyźni nie mogą pogodzić się z faktem, że odchodzą w cień. Czy starsi ludzie muszą rezygnować z życia? Czy muszą porzucić karierę zawodową? Takie pytania zadają sobie bohaterowie. Wkrótce w hotelu pojawia się piękna, młoda Miss Universe, co u Freda i Micka wywołuje refleksje nad upływającym czasem. Gdy dodatkowo spadają na nich problemy rodzinne, okazuje się, że wakacje stają się czasem stawienia czoła mrokom przeszłości i nieprzyjemnym wspomnieniom.
 
  
     Mick to dla mnie najciekawsza postać w tej opowieści. Mężczyzna jest reżyserem, i na wakacjach pracuje nad swoim ostatnim, najlepszym filmem, nad produkcją, która ma podsumować całą jego twórczość, być niejakim testamentem. Praca jest dla Micka wszystkim. Czy będzie umiał poradzić sobie z problemami narastającymi wokół produkcji? Mężczyzna jest dla mnie świetnym przykładem starszej osoby, która całymi siłami  stara się trzymać życia.

     „Młodość” to także opowieść o ponadczasowej sile męskiej przyjaźni. Fred i Mick znają się od lat i tworzą duet, który rozumie się bez słów. Sorrentino porusza także temat miłości, zarówno rodzicielskiej, jak i małżeńskiej. Pokazuje, jak bardzo wpływają na człowieka decyzje podjęte w młodości i jak łatwo swoim zachowaniem, nawet nieświadomie, zranić innych. W tej książce chyba każdy znajdzie coś dla siebie.

  Chociaż na pierwszy plan wysuwają się postaci Freda i Micka, w tle przez całą opowieść przesuwają się sylwetki innych gości i pracowników hotelu: słynny aktor, ekscentryczna niemiecka para, piękna miss, młoda masażystka, brzydka prostytutka i mężczyzna bacznie obserwujący wszystkich tych ludzi. Bardzo żałuję, że autor potraktował ich tak powierzchownie. Każda z tych osób zdaje się być ciekawą postacią z fascynującym życiorysem, i ich wątki można by ciekawie poprowadzić. Film jednak rządzi się własnymi prawami, a „Młodośc” pozostaje wciąż jedynie rozwinięciem scenariusza.


Nie liczcie w tej opowieści na długie opisy, stronice zapełnione filozoficznymi rozważaniami i tym podobne sprawy. Krótkie zdania, narracja w czasie teraźniejszym, błyskotliwe dialogi w najlepszym stylu – w tym wszystkim tkwi siła przekazu Sorrentino. Bardzo łatwo poznać, że książkę tę pisał reżyser przyzwyczajony do ujmowania rzeczywistości w sceny, każdy z krótkich rozdziałów jest bowiem właśnie jak odrębna scena, niezmiennie naładowana emocjami. Czytając miałem wrażenie, jakby słowa bohaterów uderzały we mnie, nieustannie zmuszając do myślenia i refleksji. Nie raz wpadło mi do głowy coś w stylu „Rzeczywiście tak jest!” czy „Ale świetnie to ujął!”. Czy autor takiej książki może usłyszeć lepszą pochwałę? :)


„Młodość” to ciepła i urocza opowieść pełna zabawnych dialogów, choć treść, jaką przekazuje, nie jest wcale błaha czy nieważna. Ukazuje bowiem walkę, jaką starsi ludzie toczą ze światem, żeby pozostać na czasie, żeby nie dać się nam, młodym, odsunąć od życia. Sięgnijcie po „Młodość”, żeby przekonać się, czy uda się to Fredowi i Mickowi, a gwarantuję, że zaskakujące, słodko-gorzkie zakończenie zapadnie Wam na długo w pamięć. Zachęcam również do udania się do kina, żeby skonfrontować swoje wyobrażenia z wyobrażeniami autora, który do swojej produkcji zaangażował całą plejadę gwiazd, żeby wspomnieć tylko Harveya Keitla, Michaela Caine’a i Jane Fondę… Szykuje się pyszna, filmowa uczta, tak jak pyszna jest ta krótka, refleksyjna lektura – w sam raz na jesienne wieczory. :)

Zapraszam do zapoznania się także z „vlogową” wersją recenzji „Młodości” na kanale „Kto czyta, żyje podwójnie”! Możecie się do niej przenieść klikając TUTAJ.



Zostawiam Was z jeszcze jednym cytatem, który bardzo zapadł mi w pamięć. Do zobaczenia w następnej recenzji i do usłyszenia vlogu!
Trzymajcie się ciepło
J.


piątek, 18 września 2015

Słowem wstępu, czyli zaczynamy działać :)



Hej, świetnie że tu jesteś! Skoro trafiłeś na mojego bloga, pewnie tak jak ja kochasz książki albo szukasz ciekawej lektury na nudny wieczór. Mam nadzieję, że spodoba Ci się tu, i że zostaniesz na dłużej ;). Chcę połączyć dwie moje pasje i stworzyć miejsce, którego w Internecie jeszcze nie ma. Znajdziesz tu subiektywne recenzje rozmaitych książek – starszych i nowszych, mniej lub bardziej znanych, tych z kanonu literatury i tych, którą są po prostu przyjemną, rozrywkową lekturą. Wszystko okraszone porcją fotografii powstałych w wyniku inspiracji światem książek. Każdy znajdzie tu coś dla siebie – Ty na pewno też! Mam nadzieję, że ten blog stanie się miejscem do wymiany doświadczeń i opinii na temat książek, bo magia literatury tkwi między innymi w tym, że możemy się nią dzielić z innymi! :)


Mój blog uzupełnia vlog na kanale YouTube – mam nadzieję że taka forma „mówiona” będzie świetnym sposobem komunikacji z Wami, Czytelnikami. Nie zawsze to, co zobaczycie na vlogu, pojawi się tutaj i odwrotnie, warto więc śledzić oba miejsca. Poza tym zapraszam na Facebooka, Instagrama i na mój profil na Lubimy czytać, wszędzie tam będzie można śledzić, co się u mnie dzieje i jakie plany przewiduję dla bloga i vloga na najbliższy czas. Koniecznie zajrzyjcie – linki znajdziecie w zakładce „Kontakt”! :D Do usłyszenia w najbliższej recenzji już jutro – będzie ciekawie i trochę refleksyjnie… :) Trzymajcie się ciepło – Jerzy :)