Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

niedziela, 9 października 2016

"Ślady" - Jakub Małecki [Recenzja 73.]

Hej, dzisiaj przychodzę do Was  recenzją długo wyczekiwanej przeze mnie książki. Bo oto niedawna miała swoją premierę książka Jakuba Małeckiego, autora rewelacyjnego „Dygotu”, który uznałem za jedną z najlepszych przeczytanych przeze mnie w ubiegłym roku książek – zresztą nie tylko ja. Teraz Małecki powraca w rewelacyjnym zbiorze opowiadań , którym znów porusza, chwyta za serce i skłania do refleksji. Zapraszam na recenzję „Śladów”.


„Ślady” to zbiór dziewiętnastu opowiadań, z których każde ma innego bohatera. Wszystkie te opowieści w jakiś sposób się wiążą, a jednym z takich wspólnych mianowników jest miejscowość Kwilno, bo chociaż wraz z bohaterami książki odwiedzamy różne miejscowości w Polsce, wszyscy w jakiś sposób zdają się być z nią związani. Obserwujemy, jak życiorysy postaci plączą się ze sobą, a Jakub Małecki pozwala nam zajrzeć w głąb relacji rodzinnych, sąsiedzkich, przyjacielskich. Prowadzi nas po tytułowych śladach sprawiając, że czujemy się już nie jakbyśmy żyli własnym życiem, ale tysiącem innych żyć. Czy odnajdziecie się w tej konwencji, musicie przekonać się sami, ale zapewniam was, że warto spróbować.

Przede wszystkim zacznijmy od tego, że pisząc „Dygot”, książkę w swojej formie, treści i przekazie tak wyjątkową, autor postawił sobie poprzeczkę  b a r d z o  wysoko – Jakub Małecki już zawsze będzie „autorem głośnego «Dygotu»”, jak to na okładce „Śladów” napisał wydawca. I nagle, po ponad roku widzimy, że nawet jeśli tej poprzeczki nie przeskoczył (chociaż ja wciąż nie mam co do tego pewności), to na pewno jej dosięgnął. Co więcej, zwyczajnie nie da się nie porównywać w pewien sposób „Dygotu” i „Śladów”, bo takie porównania narzucają się same, ale postaram się to zrobić dopiero na końcu. Niemniej, tak jak napisałem, moim zdaniem Małecki zdecydowanie podołał zadaniu. „Ślady” są zupełnie inne, to inna forma, inna konwencja, odrobinę inna tematyka, chociaż kierunek w pewien sposób podobny. O co mi chodzi? Już wyjaśniam.

Po przeczytaniu pierwszych trzech, czterech opowiadań pomyślałem, że będzie to zbiór o śmierci. O umieraniu, odchodzeniu, żegnaniu się ze światem. Ale czytałem dalej i dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, że się zupełnie pomyliłem, że te opowiadania są właśnie o  ż y c i u. Bo przecież żeby umrzeć, żyć najpierw trzeba, parafrazując Dżibrila z „Szatańskich wersetów”. Małecki pisze o tym, że chociaż każde życie prowadzi do śmierci, nie każde jest takie samo. Nie od nas zależy, jaka będzie nasza śmierć, ale za to tylko my decydujemy, jak będzie wyglądało nasze życie, i z jakim bagażem któregoś dnia staniemy u jego końca. Niesamowite jest też to, jak odnajdujemy się w tekście Małeckiego, w życiach które opisuje, jak stwierdzamy: „Kurczę, tak rzeczywiście jest”. Są w „Śladach” momenty wzruszające, poruszające, ale jest przede wszystkim wiele takich, które wywołują ciarki – dygot, chciałoby się powiedzieć.

Po przeczytaniu „Śladów” mam ochotę nazwać Małeckiego Mistrzem Detalu – próbkę tego dostaliśmy już w „Dygocie”, teraz autor objawia się w pełnej krasie. Pokazując nam szczegóły, detale właśnie, drobne zdarzenia, porzucone gdzieś w kącie czy na stole przedmioty, Małecki kreśli historie swoich bohaterów wciągając nas bez reszty w ich życie. Stosuje zabieg niby znany, ale taki, który się chyba nigdy nie znudzi i nie przestanie poruszać, który zawsze „będzie działał” – proste i genialne zarazem. Godne podziwu jest, w jaki sposób te przedmioty, delikatne aluzje i odwołania pozwalają autorowi powiązać ze sobą kolejne historie, bo odnosimy wrażenie, że pomysłowość autora nie zna granic.

A więc gwoli podsumowania, tak jak obiecałem, małe porównanie „Śladów” i „Dygotu” – obie te historie to opowieści o życiu i nieuchronnym przeznaczeniu naszego losu – widać, że Małeckiemu ten temat jest bliski, ale też że ma konkretne przemyślenia i nie boi się o nich pisać. Ale „Ślady” bez wątpienia są czymś zupełnie innym – w moim odczuciu znaczniej mniej tu realizmu magicznego, tak mocno obecnego w Dygocie”, mnie tutaj tej „zaczarowanej”, choć na wskroś przeszywającej atmosfery. Siła „Śladów” polega na tym, że są opowieścią o życiu każdego z nas, i w moim odczuciu dzięki temu stają się łatwiejsze w odbiorze. Być może literaturoznawcy uznaliby „Dygot” za formę doskonalszą, bardziej dopracowaną czy pomysłową, ale „Ślady” są za to bardziej ludzkie, bardziej przystępne, bardziej  n a s z e. Czy to sprawia, że są lepsze? Od odpowiedzi na to pytanie się uchylam – są po prostu inne. Obie książki Małeckiego zdecydowanie warto przeczytać, każda porusza inne struny naszej duszy i pozostawia w nas inne przemyślenia. Natomiast jedno jest pewne – w stu procentach zgadzam się z Michałem Nogasiem, który powiedział, że „«Ślady» to dowód na to, że «Dygot» nie był przypadkiem”. Myślę, że najnowsza książka ugruntuje pozycję Jakuba Małeckiego wśród młodych polskich twórców i zapowiada wiele zaskakujących historii, które jeszcze będziemy mogli od niego usłyszeć.


Jeżeli jeszcze Was nie przekonałem, możecie zajrzeć na mój kanał na YouTubie (TUTAJ), gdzie znajdziecie recenzję tej książki w formie wideo.    


Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.



Do usłyszenia niebawem! 

1 komentarz:

  1. To jedna z książek, na które bardzo czekam, mam na liście ''must have'' i nie mogę się doczekać jej lektury. Zbiera same pozytywne recenzje.

    OdpowiedzUsuń