Hej, dzisiaj przychodzę do Was
recenzją długo wyczekiwanej przeze
mnie książki. Bo oto niedawna miała swoją premierę książka Jakuba Małeckiego,
autora rewelacyjnego „Dygotu”, który uznałem za jedną z najlepszych
przeczytanych przeze mnie w ubiegłym roku książek – zresztą nie tylko ja.
Teraz Małecki powraca w rewelacyjnym zbiorze opowiadań ,
którym znów porusza, chwyta za serce i skłania do refleksji.
Zapraszam na recenzję „Śladów”.
„Ślady” to zbiór
dziewiętnastu opowiadań, z których każde ma innego bohatera.
Wszystkie te opowieści w jakiś sposób się wiążą, a jednym z takich
wspólnych mianowników jest miejscowość Kwilno, bo chociaż wraz z bohaterami książki odwiedzamy
różne miejscowości w Polsce, wszyscy w jakiś sposób zdają się
być z nią związani. Obserwujemy, jak życiorysy postaci plączą się ze
sobą, a Jakub Małecki pozwala nam zajrzeć w głąb relacji rodzinnych,
sąsiedzkich, przyjacielskich. Prowadzi nas po tytułowych śladach
sprawiając, że czujemy się już nie jakbyśmy żyli własnym życiem, ale
tysiącem innych żyć. Czy odnajdziecie się w tej konwencji, musicie
przekonać się sami, ale zapewniam was, że warto spróbować.
Przede wszystkim zacznijmy od
tego, że pisząc „Dygot”, książkę w swojej formie, treści i przekazie
tak wyjątkową, autor postawił sobie poprzeczkę
b a r d z o wysoko – Jakub Małecki już
zawsze będzie „autorem głośnego «Dygotu»”, jak to na okładce
„Śladów” napisał wydawca. I nagle, po ponad roku widzimy, że
nawet jeśli tej poprzeczki nie przeskoczył (chociaż ja wciąż nie
mam co do tego pewności), to na pewno jej dosięgnął.
Co więcej, zwyczajnie nie da się nie porównywać w pewien sposób
„Dygotu” i „Śladów”, bo takie porównania narzucają się same, ale
postaram się to zrobić dopiero na końcu. Niemniej, tak jak
napisałem, moim zdaniem Małecki zdecydowanie podołał zadaniu. „Ślady” są
zupełnie inne, to inna forma, inna konwencja, odrobinę inna tematyka,
chociaż kierunek w pewien sposób podobny. O co mi chodzi?
Już wyjaśniam.
Po przeczytaniu pierwszych
trzech, czterech opowiadań pomyślałem, że będzie to zbiór o śmierci. O umieraniu,
odchodzeniu, żegnaniu się ze światem. Ale czytałem dalej i dopiero po pewnym
czasie dotarło do mnie, że się zupełnie pomyliłem, że te opowiadania są
właśnie o ż y c i u. Bo przecież żeby
umrzeć, żyć najpierw trzeba, parafrazując Dżibrila z „Szatańskich
wersetów”. Małecki pisze o tym, że chociaż każde życie prowadzi do śmierci,
nie każde jest takie samo. Nie od nas zależy, jaka będzie nasza śmierć,
ale za to tylko my decydujemy, jak będzie wyglądało nasze
życie, i z jakim bagażem któregoś dnia staniemy u jego końca.
Niesamowite jest też to, jak odnajdujemy się w tekście Małeckiego, w życiach
które opisuje, jak stwierdzamy: „Kurczę, tak rzeczywiście jest”. Są w „Śladach”
momenty wzruszające, poruszające, ale jest przede wszystkim wiele takich, które
wywołują ciarki – dygot, chciałoby się powiedzieć.
Po przeczytaniu „Śladów”
mam ochotę nazwać Małeckiego Mistrzem Detalu – próbkę tego dostaliśmy
już w „Dygocie”, teraz autor objawia się w pełnej krasie.
Pokazując nam szczegóły, detale właśnie, drobne zdarzenia, porzucone gdzieś w kącie
czy na stole przedmioty, Małecki kreśli historie swoich bohaterów wciągając
nas bez reszty w ich życie. Stosuje zabieg niby znany, ale taki,
który się chyba nigdy nie znudzi i nie przestanie poruszać,
który zawsze „będzie działał” – proste i genialne zarazem. Godne podziwu jest,
w jaki sposób te przedmioty, delikatne aluzje i odwołania pozwalają
autorowi powiązać ze sobą kolejne historie, bo odnosimy wrażenie, że
pomysłowość autora nie zna granic.
A więc gwoli podsumowania,
tak jak obiecałem, małe porównanie „Śladów” i „Dygotu” – obie te historie
to opowieści o życiu i nieuchronnym przeznaczeniu naszego losu –
widać, że Małeckiemu ten temat jest bliski, ale też że ma konkretne
przemyślenia i nie boi się o nich pisać. Ale „Ślady” bez wątpienia są
czymś zupełnie innym – w moim odczuciu znaczniej mniej tu realizmu magicznego,
tak mocno obecnego w Dygocie”, mnie tutaj tej „zaczarowanej”,
choć na wskroś przeszywającej atmosfery. Siła „Śladów” polega na tym,
że są opowieścią o życiu każdego z nas, i w moim
odczuciu dzięki temu stają się łatwiejsze w odbiorze. Być
może literaturoznawcy uznaliby „Dygot” za formę doskonalszą, bardziej
dopracowaną czy pomysłową, ale „Ślady” są za to bardziej ludzkie,
bardziej przystępne, bardziej n a s z e.
Czy to sprawia, że są lepsze? Od odpowiedzi na to pytanie
się uchylam – są po prostu inne. Obie książki Małeckiego zdecydowanie
warto przeczytać, każda porusza inne struny naszej duszy i pozostawia w nas
inne przemyślenia. Natomiast jedno jest pewne – w stu procentach
zgadzam się z Michałem Nogasiem, który powiedział, że „«Ślady» to dowód
na to, że «Dygot» nie był przypadkiem”. Myślę, że najnowsza książka ugruntuje
pozycję Jakuba Małeckiego wśród młodych polskich twórców i zapowiada wiele
zaskakujących historii, które jeszcze będziemy mogli od niego usłyszeć.
Jeżeli jeszcze Was nie
przekonałem, możecie zajrzeć na mój kanał na YouTubie (TUTAJ), gdzie
znajdziecie recenzję tej książki w formie wideo.
Do usłyszenia niebawem!
To jedna z książek, na które bardzo czekam, mam na liście ''must have'' i nie mogę się doczekać jej lektury. Zbiera same pozytywne recenzje.
OdpowiedzUsuń