Witam
Was znów na blogu! Po krótkiej przerwie, bo nie wszystkie
książki tutaj opisuję, dzisiaj opowiem Wam o pozycji wyjątkowej,
o którą wielu z Was pytało. Ja też bardzo długo czekałem,
aż będę mógł ją przeczytać, i niezwykle ucieszyłem się, gdy pojawiła się
w zapowiedziach Wydawnictwa Literackiego. W końcu, ponad miesiąc
temu, dostałem ją do rąk, a niedawno udało mi się dokończyć
czytanie. A o czym mowa? O nagrodzonej nagrodą Bookera „Krótkiej
historii siedmiu zabójstw” Marlona Jamesa oczywiście! Ta książka stała się
chyba jedną z najgłośniejszych premier jesieni – czy zasłużenie?
Posłuchajcie sami.
W przypadku „Krótkiej
historii siedmiu zabójstw” trudno mówić o konkretnej,
liniowej fabule. Autor przenosi nas na Jamajkę, a punktem wyjścia dla całej
opowieści jest zamach na Boba Marleya, który miał miejsce w 1976
roku. James stworzył całą plejadę bohaterów, z których każdy ma swoją
historię, ale jest jednocześnie w jakiś sposób związany z Marleyem,
nazywanym tutaj Śpiewakiem. Piosenkarz jest więc punktem spajającym cały
szereg opowieści należących do pozornie drugoplanowych postaci tej
książki. Dlaczego pozornie? O tym zaraz, najpierw muszę jeszcze
wspomnieć, że akcja toczy się, z przerwami, przez następne
piętnaście lat, czyli do 1991 roku, dając nam możliwość podróży przez Amerykę
Północną od Kingston do Nowego Jorku wraz z bohaterami powieści.
I teraz kilka słów o bohaterach,
bo są oni niewątpliwie bardzo mocną, jeśli nie
najmocniejszą stroną tej opowieści. Marlon James stworzył całą plejadę
niesamowicie rozbudowanych bohaterów z krwi i kości. Każdy z nich
ma swoją historię do opowiedzenia, każdy ma za sobą trudną
przeszłość, każdy żyje w specyficznym środowisku, mówi charakterystycznym
dla siebie językiem, dramatycznie stara się związać koniec z końcem.
Mogłoby się wydawać, że głównym bohaterem „Krótkiej historii siedmiu zabójstw”
będzie Bob Marley, ale okazuje się, że tak naprawdę nie pojawia się on w powieści ani razu,
a raczej jak cień czuwa gdzieś nad całą opowieścią, swoją osobą
spajając, jak wspomniałem, historie opowiadane przez kolejnych bohaterów.
Dlatego w moim odczuciu to te postaci wysuwają się na pierwszy
plan, dźwigając na swoich barkach całą misternie splecioną opowieść. To za ich
pomocą James przekazuje nam swoje przesłanie. To oni w końcu pozwalają
nam zobaczyć Jamajkę taką, jaką ona naprawdę jest. A jaka jest?
Jest
mroczna. Bardzo mroczna. Pełna konfliktów, podziałów i nieszczęścia.
Rozbrzmiewa w niej reggae i czuć słodkawy dym skrętów z marihuany.
„Krótka historia siedmiu zabójstw” odsłania przed nami zaułki slumsów,
dzielnic opanowanych przez gangi, które prowadzą ciągłe, brutalne i krwawe
wojny. James pokazuje nam kulisy mafijnych porachunków, operacji służb
wywiadowczych, polityczne przepychanki. To nie jest przyjazny świat, o którym
czyta się łatwo: przygotujcie się na brud, narkotyki, seks, krew (dużo krwi!),
przekleństwa (bardzo dużo przekleństw!) i tortury, na morderstwa,
rzezie, gwałty i co tam jeszcze możecie sobie najgorszego wyobrazić.
James nie oszczędza nikogo i niczego, to opowieść szczera do bólu,
odzierająca świat z jakiegokolwiek piękna. To nie jest lektura dla grzecznych
dzieci, to proza ciężka i trudna. Ale za to jaka satysfakcjonująca!
Przed
podsumowaniem jeszcze jeden akapit, który po prostu musi się
tutaj znaleźć, a mianowicie hołd dla Tłumacza. Robert Sudół wykonał po prostu zapierającą
dech w piersiach pracę tłumacząc „Krotką historię siedmiu zabójstw”.
Ktoś, kto nie czytał tej powieści, nie będzie potrafił nawet sobie wyobrazić,
jak trudny jest język tej powieści. Ponieważ historię opowiada wielu bohaterów,
każdy mówi w sposób charakterystyczny dla siebie, a Tłumacz to oddał.
Wielu bohaterów jest niewykształconych, bo pochodzi ze
slumsów, więc tekst najeżony jest celowo przez autora popełnionymi błędami ortograficznymi –
Tłumacz podołał i temu. Nie raz, nie dwa Marlon James pozwala nam
„popłynąć” razem z bohaterami, którzy po marihuanie, kokainie lub
heroinie snują narkotykowe wizje zapisane za pomocą strumienia świadomości,
z którym również, po mistrzowsku, moim zdaniem, poradził sobie Sudół.
W końcu, wierzcie mi, bądź nie, ta książka nie bez powodu reklamowana jest
jako historia napisana w rytmie reggae – ten tekst n a p r a w d ę został stworzony tak, że słuchając muzyki możemy
dać się ponieść jego rytmowi. I to także udało się Tłumaczowi zachować
i składam głęboki ukłon w jego stronę – wielkie brawa!
No dobrze,
są peany, ale czy znalazłem jakieś wady w tej powieści? Owszem, jedną,
zasadniczą – która, jak to zwykle z wadami bywa, dla kogoś
może być zaletą. Otóż moim zdaniem ta historia nie jest opowieścią
uniwersalną i przez to na pewno będą osoby, którym
trudno będzie się w niej odnaleźć. My, pochodzący z innego kraju i kręgu kulturowego niż
autor, nie do końca zrozumiemy i poczujemy konflikty opisane
przez niego w powieści. „Krótka historia siedmiu zabójstw”
to wielki epos o Jamajce i Jamajczykach, bardzo głęboko osadzony
i zakorzeniony w tamtejszej kulturze, życiu, polityce, realiach. My
możemy czytać ją, żeby ujrzeć ojczyznę autora jego oczami, żeby
poczuć ten niesamowity klimat panujący na kartach książki, by zachwycać się
wspaniałą konstrukcją i językiem, który do takiej perfekcji doprowadził
tłumacz, ale raczej nie zobaczymy na kartach tej powieści siebie. Dla mnie
przeczytanie „Krótkiej historii…” było ogromną satysfakcją, bo to lektura niezwykle
wymagająca, to z pewnością jedna z najbardziej wymagających
książek, jakie czytałem, a rytm tej powieści sprawił, że dobrze się
bawiłem. Nie przerażają mnie też brudne historie, które odzierają świat z jego jasnej
strony, bo uważam, że ten świat taki właśnie jest – ale jeżeli kogoś
stylistyka tego typu odrzuca, niech w ogóle się za tę
książkę nie zabiera. To lektura dla bardzo wymagających i przygotowanych
na to, co przeczytają, czytelników.
To już
trzeci „Booker” z rzędu, który wydało dla polskich czytelników Wydawnictwo Literackie, i kolejna świetna książka w dorobku tego wydawnictwa.
Moim zdaniem warto po nią sięgnąć i dać się porwać opowieści w rytmie
reggae z niecierpliwością oczekując, aż wydawnictwo opublikuje
książkę nagrodzoną Bookerem w tym roku – bo mam nadzieję, że tak
się stanie! A jeśli chcecie jeszcze trochę posłuchać o Marlonie
Jamesie i jego wcale-nie-takiej-krótkiej „Krótkiej historii siedmiu zabójstw”,
zapraszam na FILM na kanale.
Do usłyszenia niebawem!
Bardzo intrygujący wpis i świetny blog! Podziwiam przede wszystkim za rozbudowane posty. :) Pozdrawiam! Zapraszam na początkującego książkowego bloga https://faanbook.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBardzo intrygujący wpis i świetny blog! Podziwiam przede wszystkim za rozbudowane posty. :) Pozdrawiam! Zapraszam na początkującego książkowego bloga https://faanbook.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń