Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

piątek, 25 listopada 2016

"Świnki morskie" - Ludvík Vaculík [Recenzja 78.]

Im więcej czeskiej literatury czytam, tym bardziej mnie ona intryguje. Z jednej strony – czeski humor, który osobiście uważam za jeden z najzabawniejszych typów humoru i jednocześnie jeden z nielicznych, który potrafi rozbawić mnie do łez. (Przykład? „Ostatnia arystokratka” – i nie trzeba dodawać nic więcej!) Z drugiej strony Kafka, Kundera, Hrabal i, oczywiście, Ludvík Vaculík – ich powieści miażdżą poważną tematyką, uderzającymi opisami i absolutną ponadczasowością. Prozę Vaculíka odkryłem w zeszłym roku, gdy sięgnąłem po „Siekierę” – szybko stała się dla mnie jedną z najlepszych powieści 2015 roku. Teraz, prawie rok później, mogłam w końcu sięgnąć po kolejną jego książkę, czyli „Świnki morskie”, i znów efekt jest podobny… a teraz muszę – i chcę – Wam o tym opowiedzieć!


„Świnki morskie” to opowieść pewnego praskiego bankiera, Vaszka, który chcąc zrobić swoim synom przyjemność kupuje im w prezencie bożonarodzeniowym świnkę morską. Szybko okazuje się, że chyba bardziej niż dzieciom, zrobił prezent sobie – rodzina świnek powiększa się, a małe gryzonie zdają się coraz bardziej fascynować głównego bohatera i zarazem narratora książki. Vaszak postanawia sprawdzić, jak daleko można się posunąć w manipulowaniu zwierzętami i jak najlepiej sprawić, by mu zaufały… bezgranicznie. Co z tego wyniknie? Co odkryje bohater w świecie świnek morskich? I jakie tajemnice skrywa Bank Narodowy? Przekonajcie się, sięgając po „Świnki morskie”.

Po lekturze doskonałej i bardzo mocnej, moim zdaniem, „Siekiery”, sięgając po „Świnki morskie” również spodziewałem się czegoś niesamowitego. „Siekierę” czytałem długo, przegryzałem się przez tekst smakując każde słowo, z coraz większym przejęciem przyjmując opowieść głównego bohatera. Już od pierwszym stron wyraźnie daje się zauważyć, że „Świnki…” są inne. Pozornie lżejsze. Bardziej niewinne. Bardziej przystępne. No, w końcu teoretycznie opowieść Vaszka kierowana jest do dzieci i ma mówić jedynie o uroczych, miłych gryzoniach i ich zwyczajach. Z czasem jednak zaczynamy zagłębiać się coraz bardziej w mrocznej psychice głównego bohatera i odkrywamy, że wcale nie jest tak „różowo” jak myśleliśmy. Vaszak coraz odważniej poczyna sobie ze świnkami, testuje granice ich wytrzymałości i oddania, a nam, czytelnikom, robi się coraz bardziej słabo. Można na ten cały proces patrzeć dwojako.
Po pierwsze, widzimy tu podobną tematykę, co w „Siekierze”, czyli analizę systemu komunistycznego, który Vaculík stara się nam przedstawić za pomocą analogii ze świnkami. Świat komunizmu to świat, w którym ludźmi manipuluje się cały czas, a ten, kto tego nie wytrzymuje, jest skreślony. To okrutny i bezduszny system, w którym okrutnie i bezdusznie podchodzi się do ludzi, traktując ich trochę jak obiekty badawcze – ich los zależy tylko od kaprysu jednego człowieka. Z drugiej strony to także system pełen absurdów – gdy patrzymy na nie po latach, lub czytamy o nich w książce, mogą wywoływać na naszych twarzach uśmiech, chociaż zabawne wcale nie są. W „Świnkach morskich” narracja biegnie również drugim torem, gdy Vaszak opowiada, jak funkcjonuje Bank Narodowy, przybliżając nam dzięki temu nieco absurdalność funkcjonowania komunistycznej gospodarki, co bez wątpienia dodaje powieści wartości.

Ale cała ta sytuacja ze świnkami ma jeszcze swoje drugie dno, głębszy wymiar, bardziej uniwersalny – głównego bohatera opanowują żądze trudne do zrozumienia, a którym jednocześnie nie może się oprzeć. Oto nagle znajduje się w sytuacji, w której podlega mu inna istota, bezbronna i skazana na jego „tak” lub „nie”. I mimo że to tylko – i aż! – świnka morska, ta perspektywa zupełnie odmienia bohatera. „Świnki morskie” to studium rodzenia się zła i pragnienia dominacji nad inną istotą. Ta książka robi coś, czego można odrobinę się przestraszyć – budzi w nas fascynację złem. Nie było mi żal głównego bohatera ani przez chwilę, mógłbym raczej powiedzieć, że budził we mnie obrzydzenie, ale mimo wszystko muszę przyznać, że jego zachowanie fascynuje, każe nam pytać: „Dlaczego?”

Nie wiem, czy to, co napiszę za chwilę, nie będzie nadinterpretacją, ale mimo wszystko, ponieważ literaturę każdy odbiera inaczej, myślę, że mam prawo to napisać. Nie bez powodu przywołałem we wstępie nazwiska trzech wielkich czeskich pisarzy, bo moim zdaniem u Ludvíka Vaculíka znajdziemy co nieco z powieści każdego z nich. Jeśli chodzi o Bohumila Hrabala, cóż, wystarczy przypomnieć sobie „Auteczko” i wszystko będzie jasne. Znajdziemy w „Świnkach morskich” elementy tego napięcia i pewnego rodzaju walki między kobietą i mężczyzną, w opisie którego mistrzostwa sięgnął Milan Kundera w „Nieznośnej lekkości bytu”. No i Kafka, Kafka i jego „Proces”… Dużo w „Świnkach…” z „Procesu” na wielu poziomach. Najlepiej będzie, jeśli przekonacie się sami, ja powiem tylko tyle, że ta pewnego rodzaju „synteza” Vaculíkowi wyszła świetnie i ogromnie dużo dała jego historii. A ponieważ okrasił ją swoim stylem, który mnie akurat bardzo porusza i chwyta za serce, opowieść nabrała innego wymiaru. Wielbicieli czeskiej literatury, poważnej literatury, tym, którzy lubią bawić się w poszukiwanie smaczków i nawiązań w powieściach, polecam „Świnki morskie” bardzo serdecznie – myślę, że się nie zawiedziecie.

Powieść została wydana oczywiście przez ciągle rozwijające się Wydawnictwo Stara Szkoła, którego książki, jak wiecie, niezmiennie Wam polecam, i mogę powiedzieć, że na pewno będę to robił dalej, bo to wartościowa literatura zdecydowanie za mało popularna w nawale tej zupełnie bezwartościowej, wtórnej i oklepanej. Na blogu i kanale znajdziecie też recenzje innych książek od Starej Szkoły, więc jeśli jesteście ciekawi – poszukajcie i sięgnijcie do nich, mam nadzieję, że coś Was zainteresuje. A tymczasem możecie jeszcze posłuchać o „Świnkach morskich” w FILMIE na kanale (już jutro).



Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Stara Szkoła.


Do usłyszenia za tydzień na blogu, a już jutro a kanale!  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz