Witajcie,
moi Drodzy, w kolejny piątek! Dzisiaj recenzja książki, którą
miałem ogromną przyjemność objąć patronatem medialnym, książki jednego moich
ulubionych czeskich autorów. Po ogromnym sukcesie „Ostatniej arystokratki” i „Arystokratki w ukropie” powraca Evžen Boček – mistrz czeskiego humoru i ironii!
Tym razem przed Wami „Dziennik kasztelana”, czyli opowieść o pewnym
kasztelanie i go zamku… a może o pewnym zamku i jego kasztelanie?
Posłuchajcie sami…
Wiktor
ma serdecznie dość życia w wielkim mieście i opuszcza Pragę,
by objąć posadę kasztelana na pewnym morawskim zamku. Na miejscu Wiktor
zastaje zniszczone zamczysko i grupę nieco ekscentrycznych pracowników,
a dodatkowo poznaje mnóstwo historii związanych z przeszłością
zamku i poprzednim kasztelanem – człowiekiem, który niemalże obrósł
legendą wśród mieszkańców zamku i okolicznych terenów. Niestety nikt
nie wspomina go dobrze, więc Wiktor musi się zmierzyć z historią,
jeżeli chce teraz zaopiekować się zamkiem. Wizja sielankowego życia szybko się
jednak rozwiewa, bo jego nowe miejsce zamieszkania zdaje się żyć
własnym życiem, a gdy do Wiktora sprowadzają się żona i córeczka,
zamek zdaje się źle wpływać na dziewczynkę… Rodzice zaczynają się o nią
martwić. Jeśli chcecie się dowiedzieć, co z tego wyniknie i czy
kasztelan odkryje tajemnicę zamku, sięgnijcie po „Dziennik kasztelana”.
Na samym
początku muszę zaznaczyć, że „Dziennik kasztelana” nie ma nic
wspólnego z poprzednimi powieściami Bočka. Jeżeli oczekujecie
kontynuacji „Arystokratki w ukropie” lub chcecie spotkać tych
samych bohaterów, to w „Dzienniku kasztelana” ich nie
znajdziecie. Jedynym, co łączy te książki, jest miejsce akcji – zamek.
Poza tym jednak „Dziennik…” jest zupełnie samodzielną historią. Wcale
jednak na tym nie traci, bo Boček zdecydował się tym razem na opowieść
w zupełnie innym klimacie – jego najnowsza powieść to nie
typowa czeska komedia. Oczywiście, widać w niej
charakterystyczny, lekki, ironizujący styl autora, który tak dobrze znamy, ale jednocześnie
Boček postawił tym razem na dreszczyk emocji. Zamek to nawiedzone
miejsce, w którym wszyscy mieszkańcy czują się nieswojo – nieswojo czujemy
się nawet my, czytelnicy. Autor sięga do klasyki: pękające lustra,
skrzypiąca podłoga, dziwne, niewyjaśnione zdarzenia. Zapewniam was jednak,
że te stare sposoby dalej działają!
Dodatkowo Evžen
Boček sam jest kasztelanem, dlatego jego powieść jest częściowo powieścią
autobiograficzną. Sam „Dziennik…”, tak jak wskazuje tytuł, napisany jest w formie
pamiętnika. Autor pokazuje nam, jak wygląda opieka nad zamkiem i życie
w nim na co dzień, jak planuje się sezon turystyczny i ile
pracy wymaga czuwanie nad takim miejscem. Tak jak w serii o Marii Kostce
wyśmiewa biurokrację, koneksje, przedstawia nam czeską mentalność i podejście
do życia. Przede wszystkim jednak, „Dziennik kasztelana” to wspaniała powieść
„rozrywkowa” – lekka i przyjemna, dobrze się czyta i wspaniale
się przy niej bawimy! Uważam że to bardzo dobrze, bo brakuje mi ostatnio literatury,
którą możemy czytać dla czystej przyjemności i do której
możemy po czasie wracać z uśmiechem na ustach, a Evžen Boček
takich właśnie książek nam dostarcza.
Podsumowując,
„Dziennik kasztelana” to świetna propozycja zarówno dla tych,
którzy Bočka już znają, jak i dla tych, którzy dopiero chcą
się zaznajomić z jego twórczością. Miłośnicy czeskiego humoru i opowieści z dreszczykiem
będą zachwyceni! Jeżeli ta rekomendacja Was zachęca, koniecznie
zajrzyjcie na mojego Facebooka i do recenzji na YouTubie,
bo mam tam dla Was do wygrania książki wraz z blogowymi zakładkami –
warto brać udział w konkursach!
Bardzo dziękuję
Wydawnictwu Stara Szkoła za egzemplarz recenzencki, egzemplarze
konkursowe i możliwość objęcia książki patronatem medialnym.
Do usłyszenia niebawem!
Wzbudzono mój apetyt na tę książkę, przyjemne zaczytanie z dreszczykiem się szykuje. :)
OdpowiedzUsuńBookendorfina