Cześć!
Bardzo cieszyłem
się, że będę miał okazję przeczytać książkę, o której dziś chciałbym Wam
opowiedzieć. Zupełnym zbiegiem okoliczności znalazły się na mojej
półce trzy powieści Richarda Flanagana wydane w Polsce,
chociaż jeszcze nie zdążyłem przeczytać żadnej z nich. Nasłuchałem się
jednak mnóstwa dobrych słów na temat jego prozy, dlatego gdy
usłyszałem, że Wydawnictwo Literackie wydaje kolejną jego książkę i dostałem
propozycję zrecenzowania jej, nie wahałem się ani chwili. I tak
trafiło do mnie „Pragnienie”. Czy żałuję? Absolutnie nie! Dzisiaj wraz z Richardem
Flanaganem zabieram Was w podróż do XIX wieku, na antypody i w otchłań
ludzkiej duszy…
W 1841
roku na Ziemię van Diemena, która później nazwana zostanie
Tasmanią, przybywa nowy gubernator, sir John Franklin, wraz z żoną,
lady Jane. Postanawiają oni w ramach eksperymentu ucywilizować
małą Aborygenkę, Mathinnę, by sprawdzić, czy „dzikusy”, jak nazywają rdzennych
mieszkańców Australii, nadają się do życia między ludźmi. Kilka lat
później małżeństwo wraca do Anglii, a stamtąd sir Franklin
wypływa na polarną ekspedycję, po której słuch o nim
zaginie. Gdy do Anglii napływają wieści o rzekomych aktach
kanibalizmu członków załogi, zrozpaczona lady Jane zrobi wszystko,
by walczyć o honor zaginionego męża. Prosi Charlesa Dickensa,
młodego pisarza, która sława wciąż rośnie, by wdał się w polemikę
z oszczercami, a ten zgadza się, i pisze sztukę poświęconą
zagranicznym wojażom sir Franklina. Dziwnie jednak odnajduję się w jego postaci,
a sytuacje, które opisuje, zaczyna odnosić do swojego życia…
Co z tego wyniknie i jak potoczą się losy bohaterów,
dowiecie się oczywiście, gdy sięgniecie po powieść.
Zacznijmy
od tego, że „Pragnienie” to chyba jedna z mniej znanych
powieści Flanagana w Polsce: „Księga ryb Williama Goulda”
wydana była u nas jako pierwsza już kilkanaście lat
temu, a rozgłos przyniosły temu pisarzowi „Ścieżki północy”
nagrodzone Nagrodą Bookera w 2014 roku. „Pragnienie” mamy okazję
poznać dopiero teraz, ale mam nadzieję, że trafi ono do jak
najszerszego grona odbiorców, bo zdecydowanie na to zasługuje!
Pierwsze, co rzuca się w oczy, i na co trzeba zwrócić
uwagę, to świetna konstrukcja tej powieści. Akcja rozgrywa się
na kilku planach czasowych, a poszczególne wątki pięknie
się ze sobą splatają intrygując i napędzając wydarzenia tak, że cały
czas jesteśmy ciekawi, co wydarzy się w następnym rozdziale. Warto nadmienić,
że akcja powieści oparta jest o prawdziwe wydarzenia:
historia adopcji Mathinny i tragicznego w skutkach
„eksperymentu” lady Jane to fakty, na których Flanagan opiera swoją
wciągającą historię. Prawdziwy jest także obraz aborygeńskiej księżniczki,
który w kulminacyjnym punkcie powieści odgrywa niebagatelną
rolę…
Świetne
są również kreacje bohaterów – każdego autor obdarza własną
historią, charakterem, życiem wewnętrznym. Lady Jane to nieco zagubiona,
poraniona wewnętrznie kobieta, która udaje surową i chce
pociągać za sznurki. Sir John Franklin to właściwie marionetka w rękach
żony, bo jedyne, co tak naprawdę kocha, to zamorskie podróże.
Mała Mathinna to bodaj najdziwniejsza postać tego dramatu:
skryta, skrzywdzona przez życie, nierozumiana przez otaczających
ją ludzi – bo nie może i nie chce być przez nich
zrozumiana. Ale dla mnie najciekawszym bohaterem jest jednak Charles
Dickens, słynny pisarz, wówczas u szczytu kariery. Mimo że odnosi sukcesy,
jego życie nie jest zbyt szczęśliwe – jako artystyczna dusza wciąż
szuka odpowiednich środków, aby wyrazić ukryte pragnienia, które w nim
drzemią, a nieudane małżeństwo zdaje się więzić i ograniczać
młodego mężczyznę…
No właśnie,
kluczowym słowem powieści Flanagana są oczywiście tytułowe
pragnienia. Pisarz pokazuje nam, że każdy człowiek marzy, każdy dąży do tego,
żeby być szczęśliwym. W moich ustach to brzmi jak banały, ale
wierzcie mi, że w wykonaniu Flanagana to wcale nie takie
banalne. Autor poprzez ból i tęsknoty swoich bohaterów każe nam
się zastanowić, czego tak naprawdę pragniemy my i do czego dążymy?
Czy aby to, co teraz wydaje nam się szczęściem, na pewno nim
jest? A może nie doceniamy tego, co mamy, a mamy bardzo dużo?
Czy tak jak Dickens wiecznie gonimy za bliżej niesprecyzowanymi marzeniami,
czy może jak lady Jane, próbujemy sobie zrekompensować pewne braki, bojąc się
spojrzeć prawdzie w oczy? Wiele takich i innych pytań trzeba sobie
zadać po lekturze „Pragnienia”, ale moim zdaniem tym bardziej wato po tę
książkę sięgnąć.
Podsumowując,
czwarta wydana w Polsce powieść Richarda Flanagana to strzał
w dziesiątkę, piękna opowieść, która przeniesie nas w kolorowy
wiek XIX, do aborygeńskiej wioski, odległej kolonii karnej i na angielskie
salony. Wzruszające i momentami wstrząsające losy bohaterów w zamyśle
mają poruszyć i nas i dotknąć czułych strun naszych emocji – w moim
przypadku zadziałało. Żeby się przekonać, czy i w Waszym
zadziała, musicie sięgnąć po „Pragnienie”. A ja tymczasem już
ostrzę sobie zęby na następne powieści tego autora. Gdybyście
chcieli o „Pragnieniu” jeszcze trochę posłuchać, zapraszam na recenzję
filmową na kanale.
Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję
Wydawnictwu Literackiemu.
Do usłyszenia już
wkrótce! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz