Dzień dobry w piękny, niedzielny
dzień! Spędzimy go w iście arystokratycznym stylu, w najlepszym towarzystwie
czeskiej szlachty… Wyruszamy razem do zamku na Kostce, do rodowej
posiadłości rodziny Kostków, by przyjrzeć się ich codziennemu życiu,
które, jak na życie wyższych sfer, absolutnie nie jest nudne… Zapraszam na recenzję
„Ostatniej arystokratki” i „Arystokratki w ukropie” Evžena Bočka.
Kostkowie to rodzina jakich
wiele – mieszkają w Nowym Jorku i prowadzą zwyczajne życie –
do momentu, gdy nadchodzą wieści z Czech. Kostkowie odzyskują
rodzinny majątek, zamek na Kostce, i z dnia na dzień
muszą wywrócić swoje życie do góry nogami. Mary Kostka, która staje
się hrabianką Marią Kostką, razem z rodzicami, przekarmionym kotem Carycą i zastępem
skremowanych przodków upakowanych w opakowania po orzeszkach
ziemnych staje progu nowego życia – u progu swojego nowego domu.
Problem polega na tym, że to miejsce zupełnie nie przypomina pałacu Buckingham –
jest zapuszczone, zaniedbane i „nieco” podniszczone, a w dodatku zamieszkuje
je służba, której daleko do ideału. Jakby tego było mało, Kostkowie
to bankruci, więc potrzebują gwałtownego napływu gotówki. Czy poradzą
sobie w nowej sytuacji? Czy się w niej odnajdą? Jak opanują turystów,
którzy tylko czyhają, by ogołocić zamek do ostatniej rolki papieru toaletowego?
Przekonajcie się sami, sięgając po książki Evžena Bočka.
Co będę owijał w bawełnę,
te książki absolutnie skradły moje serce, ubawiłem się niesamowicie,
czytając je, a to wszystko za sprawą wspaniałego czeskiego humoru,
którym powieści Bočka są wypełnione po brzegi. Przede wszystkim
objawia się on w kreacji rewelacyjnych i niebanalnych bohaterów,
z których każdy jest indywidualistą i patrzy na świat zupełnie
inaczej. Pan hrabia na Kostce uwielbia liczyć pieniądze, choć za dużo ich
nie ma, i zrobi wszystko, by to zmienić, hrabina ma totalną
obsesję na punkcie duchów i księżnej Diany (i jej
największym marzeniem jest spotkanie ich wszystkich na żywo, najlepiej
jednocześnie…), kasztelan Józef najchętniej chodziłby całymi dniami w papciach
i szlafroku, i wciąż narzeka na cały świat, pani Cicha,
kucharka, jest wielką miłośniczką domowej orzechówki, co prowadzi do szeregu przezabawnych
dialogów, a pan Spock to ogrodnik-hipochondryk, którego największą
pasją jest siedzenie przy fortepianie w siatce na włosy i wygrywanie
starych hitów Helenki Vondračkowej… Czy ja Was jeszcze nie
przekonałem, że warto poznać tę rodzinę? W porządku, w takim
razie jest jeszcze cudowna, wspaniała Deniska, moja ulubiona postać,
która błyszczy przede wszystkim w drugim tomie, czyli w „Arystokratce
w ukropie”. Nie opiszę Wam Deniski, bo nie umiem: powiem tylko, że
jest MEGAPSYCHO – jak przeczytacie to zrozumiecie, ale wciąż śmieję
się na głos na samą myśl o niej. :D
Warto dodać, że obie książki pisane
są w formie pamiętnika naszej tytułowej arystokratki, czyli Marii.
Hrabianka ma wspaniałe poczucie humoru i dar opowiadania,
dzięki któremu możemy doskonale wczuć się w jej historię i zrozumieć
problemy, które ma ze swoją arystokratyczną rodzinką. Warto też
wspomnieć o tym, że Boček wspaniale oddaje realia postkomunistyczne w Czechach,
a zderzenie amerykańskich oczekiwań Kostków z czeską
rzeczywistością rzeczywiście daje do myślenia. Jeżeli do czegoś
mógłbym się przyczepić, to jedynie do tego, że drugi tom podobał
mi się odrobinę mniej – jest troszkę wtórny, sytuacje, żarty, zachowania wciąż
się powtarzają, i nie było wielkiego „bum” jak przy czytaniu tomu pierwszego,
kiedy płakałem ze śmiechu nie raz. Ale koniec końcu obie części trzymają
poziom, a czytane jedna po drugiej złożyły się w rewelacyjną,
przezabawną całość.
Absolutnie rozumiem, dlaczego w Czechach
ta książka zrobiła furorę i szybko stała się bestsellerem!
Powieści Bočka należą do tych, które trzeba przeczytać, i które
warto mieć na półce by móc po nie sięgnąć w gorszym dniu,
przy chandrze czy niepowodzeniach – przeczytacie fragment o tym, jak antenatka Marii zamiast
kamienia filozoficznego wynalazła dynamit i wyleciała w powietrze
z połową wieży, albo jak to Deniska po wyjęciu z twarzy
piercingu wyglądała jak po postrzale śrutówką, i „dzień
macie zrobiony”, jak to się teraz mówi. Gwarantuję! :D
Jeżeli macie ochotę zapoznać się
z moja nagrywaną nocą recenzją w formie video, zapraszam
serdecznie! Oceńcie sami, czy po północy wciąż mówię w odcinkach z sensem!
Kliknijcie TU. :)
Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję
Wydawnictwu Stara Szkoła.
Dzięki i do usłyszenia w następnej
recenzji! :)
A ja przede wszystkim kocham pana Spocka <3 <3 <3 Drugi tom już czeka na półce i niebawem się za niego zabiorę, bo chcę się znowu rozchichotać do łez :D
OdpowiedzUsuńMoimi faworytami są panowie: kasztelan i ogrodnik :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam obie części! Józef jest genialny :D
OdpowiedzUsuń