Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

poniedziałek, 29 lutego 2016

Fantastyczny Poniedziałek: "Krew i stal" - Jacek Łukawski [Recenzja 35.]

Kolejny Fantastyczny Poniedziałek, kolejny nowy, tajemniczy świat do odkrycia przed nami! Dziś zabieram Was do Wondettel, krainy z debiutanckiej powieści Jacka Łukawskiego. O tej książce mówią Wam już od jakiegoś czasu i męczyłem Was jej zapowiedziami. Rzeczywiście, czasem mam tak, że po prostu czuję, że jakaś książka będzie dobra. Gdy zobaczyłem okładkę „Krwi i stali”, czyli pierwszego tomu (z bardzo wielu, mam nadzieję!) serii „Kraina martwej ziemi”, to wystarczyło. I nie zawiodłem się ani trochę. Zapraszam serdecznie na recenzję.  


Po wielkiej wojnie wschodnią część Wondettel zajęła Martwica. Powstała w efekcie zderzenia dwóch potężnych zaklęć fala zmiotła wszelkie żywe istoty w promieniu wielu mil z powierzchni ziemi. Teraz Arthorn, królewski wysłannik, musi ruszyć śladem ekspedycji badawczej, po której ślad wszelki zaginął, w głąb tej nieprzyjaznej krainy, w stronę Smoczych Gór. Co odnajdzie za ziemiami ogarniętymi Martwicą? Czy one rzeczywiście są opustoszałe? Co stało się z królewską ekspedycją badawczą? I jakie moce czają się w sercu gór? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w pierwszym tomie serii „Kraina martwej ziemi”.  

Podczas czytania „Krwi i stali” towarzyszyła mi głównie jedna myśl: że to wspaniała baśń! Wszyscy ci, którzy lubią baśnie i legendy, na pewno się w tej powieści odnajdą. Trochę trudno do czegokolwiek ją porównać (co bardzo dobrze o niej świadczy!), bo mam wrażenie, że Jacek Łukawski stworzył mieszankę tak wielu historii fantasy, które lubię! Najbardziej jednak dominuje w tej opowieści atmosfera baśniowości: wieże magów, zaklęte miecze, smoki i księżniczka poszukująca męża (chociaż księżniczka ani nie jest bezradną białogłową, ani nie jest uwięziona w wieży!). Jednocześnie Autor zrobił coś, co ja  u w i e l b i a m (o czym dobrze wiecie :D) i sięgnął do mitologii słowiańskiej: utopce, wiły, południce… To tak bardzo przywodzi mi na myśl Mistrza Sapkowskiego – wiadomo, on zawsze będzie numerem jeden, ale Autorze – jestem kupiony.

Jeśli chodzi o samą akcję, to jest jak najbardziej ciekawa, skonstruowana z pomysłem, miejscami bardziej, miejscami mniej nowatorska, choć nie powiedziałbym, że trzyma bardzo w napięciu, a raczej toczy się swoim rytmem. W ogóle zabawna to rzecz, bo czytaniu „Krwi i stali” towarzyszy uczucie lekkiego rozdwojenia jaźni: w niektórych momentach nie mogłem się nadziwić, że to naprawdę debiutancka książka Łukawskiego, taka była porywająca, dopracowana i przemyślana. Z drugiej strony co jakiś czas myślałem sobie, że widać pióro debiutanta: brak tu jeszcze takiej… iskry, wiecie, o czym mówię, prawda? Miejscami jest jakby troszkę zbyt  g r z e c z n i e. Nie chcę, żebyście mnie źle zrozumieli, to się czyta świetnie, a jak się pomyśli, że to debiut, to już w ogóle, ale jednak zabrakło mi jeszcze tego „czegoś” – co prawdopodobnie przyjdzie z czasem, więc z niecierpliwością czekam na drugi tom! :)

Muszę jeszcze zwrócić uwagę na jedną rzecz – zakochałem się w opisach. Zarówno w opisach przyrody i krajobrazów, jak w opisach walk. Widać, że to Autor ma opanowane do perfekcji i warstwa językowa nie pozostawia nic do życzenia. Również na elementach uzbrojenia Łukawski na pewno się zna – ja natomiast absolutnie nie, więc tym bardziej podziwiam. Do tego dochodzi świetna archaizacja języka i klimat rycerskiej ballady rodem z opowieści arturiańskich mamy zapewniony. Dlatego polecam Wam tę powieść, przede wszystkim ze względu na baśniowy klimat, piękną narrację i intrygującą fabułę. Ta powieść jest po prostu niesamowicie  p r z y j e m n a  w odbiorze. Nie wiem czy o to Ci chodziło, Autorze, bo może miała to być opowieść mrożąca krew w żyłach, ale w moich ustach to komplement, więc mam nadzieję, że nie czujesz się urażony. :)

Jeśli będziecie mieli ochotę posłuchać mojej recenzji w formie wideo zapraszam później TUTAJ. ;)



Za udostępnienie książki do recenzji dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.

Do usłyszenia w kolejnej recenzji – J. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz