Witam
Was w kolejnej recenzji na blogu! Czerwiec u mnie obfitował
w dobre lektury, ale książka, którą dzisiaj chcę Wam przedstawić – a tym,
którzy ją już znają, przypomnieć – to nie tylko objawienie czerwca, to dla mnie
objawienie pierwszej połowy tego roku! Słyszałem o niej mnóstwo już
od dawna, polecało ją tyle osób, z których zdaniem się liczę, że nie
mogłem po nią nie sięgnąć – i oto jest. „Dostatek”
nowofundlandzkiego poety i prozaika Michaela Crummeya już
przed Wami – zapraszam na recenzję.
Wszystko zaczęło się
ponad dwieście lat temu, gdy u wybrzeży Nowej Fundlandii, w wiosce
Paradise Deep, z brzucha wieloryba wyrzuconego na brzeg
wyciągnięto żywego mężczyznę. Nazwano go Judą, bo nikt
nie znał jego imienia, i tak już pozostało na kolejne
dziesięciolecia. W „Dostatku”, swoim sztandarowym dziele, Michael Crummey
po postacią epickiej opowieści o losach żyjących tam rodzin
opisuje dwieście lat rozwoju Nowej Fundlandii. Ta powieść to rodzinna saga z prawdziwego zdarzenia,
w której obserwujemy wzrost i upadek kolejnych pokoleń, bagaż
pozostawiany potomkom przez ich przodków, związki, śluby, narodziny dzieci i śmierć.
Walkę o byt, o jedzenie, rozwój nauki i historię odległego,
dla nas niezwykle egzotycznego i nieznanego świata. Jeżeli chcecie
wiedzieć, jak potoczą się losy bohaterów, musicie sięgnąć po „Dostatek”, bo ja Wam
tego lepiej opisać nie umiem, choćbym nie wiem jak chciał.
„Dostatek”
jest jedną z najbardziej magicznych opowieści jakie czytałem. Ta książka od
pierwszego do ostatniego zdania przesycona jest
niepowtarzalnym klimatem i atmosferą, która aż bucha z kart
tej powieści, przenikając nas do szpiku kości. Tutaj naprawdę, jak w mało którym
przypadku, jesteśmy w stanie zatopić się w lekturze całkowicie, na sto procent,
usłyszeć ryk wiatru, huk fal rozbijających się o skaliste wybrzeże wyspy,
krzyki ptaków, poczuć sól na ustach, zapach morza i ryb.
Muszę przyznać, że choć spodziewałem się podobnych odczuć, to i tak
ich intensywność zwaliła mnie z nóg, bo Michael Crummey operuje
słowem w taki sposób, że czaruje nas totalnie. To trochę tak,
jakby Autor zapraszał nas do siebie, na wyspę, którą jednocześnie
podziwia, i której się boi, ale nie chce, żebyśmy przylecieli tam z biurem
podróży, o nie – on pokazuje nam najintymniejsze zakątki tego miejsca,
które darzy wielkim szacunkiem. A przy okazji zdradza nam
historie, plotki, opowieści, które przejmują i pozostają w nas na długo.
Te
historie, to rzecz jasna druga, obok niepodrabialnego klimatu,
wielka zaleta opowieści Crummeya – Autor czerpie pełnymi garściami z przekazów ustnych,
historii rodzinnych, plotek zasłyszanych od znajomych i folkloru nowofundlandzkiego i splata to wszystko w jedną,
ogromną, epicką opowieść, w której wszystko perfekcyjnie się
dopełnia, uzupełnia i układa w całość. Żaden element tej
historii nie jest przypadkowy, wszystko zdaje się być dokładnie
przemyślane, każde słowo nakreślone z rozmysłem, żeby coś znaczyło.
Brak tu zbędnych elementów, nie ma w „Dostatku” nic, co mogłoby
nas rozproszyć, odwrócić uwagę od osi fabularnej. Dla mnie to powieść
idealna pod względem konstrukcyjnym – zrównoważona i wyważona jeśli chodzi o ilość
akcji, opisów, dialogów. Co może odrobinkę przytłaczać, zwłaszcza z początku,
to ilość bohaterów, ale i tutaj niczego nie można Crummeyowi zarzucić,
bo każdy z nich pełni w powieści swoją rolę, i brak
którejkolwiek z postaci pozostawiłby po sobie, mam wrażenie,
pewnego rodzaju pustkę.
Na dokładkę
mamy tu realizm magiczny w najczystszej postaci, a Wy wiecie, że
ja to uwielbiam. Mamy czary, mamy magię, mamy przesądy, które w dziwny
sposób zdają się sprawdzać. Niby wszyscy wiedzą, że wiedźmy, duchy i zjawy
nie istnieją, ale każdy w jakiś tam sposób się ich boi. Crummey przedstawia nam
sytuację, w której na Nową Fundlandię docierają wpływy nowoczesnego świata,
ale stare obyczaje i tradycje wciąż są zbyt silne, żeby je przyjąć.
Konflikt między kolejnymi pokoleniami, między starym i nowym światem,
wiarą a nauką, różnymi wyznaniami… A to wszystko na zimnej,
niedostępnej, surowej wyspie, gdzie wciąż trzeba walczyć o przetrwanie.
To przecież recepta na powieść idealną!
Mam
nadzieję, że przekonałem Was, żebyście sięgnęli po „Dostatek”. Mi ta powieść
narobiła apetytu na pozostałe książki Crummeya i jestem
pewien, że po nie sięgnę, i to najszybciej, jak będę mógł! Jeśli są
choć w połowie tak dobre, jak „Dostatek”, wciąż będą zachwycające. A jeżeli chcecie
posłuchać jeszcze więcej moich peanów, zapraszam Was na VLOGA.
Za egzemplarz recenzencki powieści dziękuję
wydawnictwu Wiatr od Morza.
Do usłyszenia wkrótce!
Dziekuję za recenzję. Na pewno przeczytam. Właśnie kończę "Rzekę złodziei" - naprawdę podoba mi się "ucieczkowy" klimat tej powieści, a naturalistyczna scena z lisicą zostanie w mojej głowie długo. Polecam i pozdrawiam, Karolina
OdpowiedzUsuń