Fakt, że trafiam ostatnio na same
dobre książki, że nic Wam nie muszę odradzać, cieszy mnie niesamowicie. Dzisiaj
mam dla Was kolejną taką książkę. Ta jednak cieszy mnie szczególnie,
bo słyszałem opinie bardzo mieszane – niektórzy mówili że
przegadana, inni wprost, że to – o zgrozo – nuda. A to przecież
powieść nowej „królowej polskiego kryminału”! No to jak to tak?
Więc wszyscy przeczytali, przeczytałem i ja. W końcu. I się nie
zgodziłem, jak to u mnie bywa. Dlaczego? Ano sprawdźcie sami –
przed Wami recenzja „Pochłaniacza” Katarzyny Bondy.
„Pochłaniacz” to pierwsza część
zapowiadanej na cztery tomy serii „Żywioły Saszy Załuskiej”. Sasza jest
byłą policjantką, a obecnie doktorantką Uniwersytetu Huddersfield w dziedzinie
psychologii śledczej. Mówiąc wprost – jest profilerką, osobą, która tworzy
portrety psychologiczne domniemanych sprawców zbrodni. Siedem lat po porzuceniu pracy
w policji Sasza zostaje wciągnięta w śledztwo w sprawie
brutalnego zabójstwa. Tropy zapętlają się coraz bardziej i, co ciekawe,
zdają się prowadzić w przeszłość, do lat 90.. Czy rzeczywiście ta zbrodnia ma swoje
korzenie w dawnych porachunkach trójmiejskiej mafii? W jaki sposób
umiejętności Saszy mogą się przydać w rozwikłaniu zagadki, gdy
inne metody zawiodą? Przekonajcie się sami, ja powiem tylko, że warto…
Katarzyna Bonda napisała powieść
interesującą przede wszystkim dlatego, że dość niesztampową. Przede wszystkim
głównym bohaterem jest nie policjant, lecz psycholog śledczy, którego pracę
możemy przy tej okazji dość dokładnie poznać. Mnie, jako osobie
zainteresowanej psychologią, pomysł, że główną postacią jest profilerka, bardzo przypadł
do gustu. Dzięki temu zamiast biegania z pistoletem
mamy trochę rzeczowej analizy zbrodni i pogłębione portrety
psychologiczne bohaterów. A skoro już o bohaterach mowa, to jest
to mocna strona powieści – Autorka stworzyła kilka naprawdę
ciekawych postaci. Wśród nich prym wiedzie inspektor Duchnowski, którego –
mimo początkowej niechęci – szczerze polubiłem. No i nie
mogę nie wspomnieć, że w tle powieści cały czas przewija się
moje ukochane Trójmiasto – plaża na Stogach, Conradinum… Bonda kupiła mnie
w ciągu pierwszych 50 stron. :D
Doceniam także to, że Katarzyna Bonda bardzo zadbała o dopieszczenie
każdego szczegółu w powieści – dlatego oferuje nam
szeroki wachlarz metod śledczych, w tym osmologię, która ma być
gwoździem programu, a każda z nich jest szczegółowo opisana i zaprezentowana,
co się bardzo chwali – lubię, gdy autorzy tak dbają o to,
byśmy czuli się pewnie w świecie przez nich wykreowanym.
Podobnie bohaterowie nie są tutaj jakimiś płaskimi, nic nieznaczącymi cieniami,
każdy z nich ma swoją historię i zwyczaje, ma po prostu
o s o b o w o ś ć. Czy to z tego powodu nazywano powieść
„przegadaną”? No cóż, być może, ale mnie te „przegadania” ani trochę
nie przeszkadzały, bo ani chwilę się przy tej powieści nie
nudziłem. Sam fakt, że mogłem ją czytać przez sześć godzin z rzędu,
jadąc do Krakowa, i kolejne sześć godzin, wracając z niego, o czymś
świadczy, prawda? :D
Zastrzeżenie mam jedno – dotyczy
ono samej sprawy kryminalnej. Była ciekawa, owszem. Nietuzinkowa, jak
najbardziej. Tylko trochę za prosta jak na mój gust… Ja nie
mam talentu śledczego i najczęściej w kryminałach jestem
daleko za komisarzem prowadzącym śledztwo, a w tym wypadku wydawało mi się,
jakbym chwilami troszkę go wyprzedzał… Czy Autorka postawiła bardziej
na rozbudowaną formę niż na sedno, jakim w kryminale powinno być
śledztwo? Czy troszkę się zagubiła? Sam nie wiem. Tak czy inaczej, z tego powodu daję
książce „tylko” 7 na 10 punktów – i czekam na więcej. Mam
nadzieję, że kolejne tomy postawią Saszę Załuską w obliczu bardziej
skomplikowanych wyzwań.
Na dzisiaj to tyle,
zachęcam Was mimo wszystko, żebyście zapoznali się z „Pochłaniaczem”
i wyrobili sobie własne zdanie – może i Was pozytywnie zaskoczy?
:) Zapraszam też do wysłuchania mojej recenzji na vlogu –
o TUTAJ.
Trzymajcie się, J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz