Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

poniedziałek, 2 listopada 2015

„Moja walka” - Karl Ove Knausgård [Recenzja 9.]



Do napisania tej recenzji zbierałem się przez pewien czas, bo o książkach fenomenalnych, książkach-objawieniach mówić jest najtrudniej. Kiedy mamy jakieś „ale”, to zawsze jakoś tak raźniej. A dziś przychodzę do Was z recenzją – czy też może raczej „wrażeniami” po lekturze – pierwszego tomu monumentalnego dzieła norweskiego pisarza Karla Ove Knausgårda. Knausgård był nawet kandydatem do Literackiej Nagrody Nobla i, szczerze mówiąc, za „Moją walkę”, bo o niej oczywiście mowa, mógłby ją otrzymać. Przed Wami kilka słów o pierwszej części tej powieści.




„Moja walka” jest powieścią autobiograficzną. Pierwsze pytanie, jakie sobie zadałem, gdy zobaczyłem zapowiedź polskiego wydania tego działa, brzmiało: czy Autor przeżył coś niezwykłego, co usprawiedliwiałoby wydanie w wieku czterdziestu lat sześciotomowej autobiografii? (Dla ciekawskich: szacuję jej objętość na około 3500-4000 stron). Odpowiedź zależy od tego, co uważamy za „niezwykłe”. Ja zerknąłem do Internetu, przeczytałem biografię Knausgårda i odpowiedziałem sobie sam – nie. A potem przeczytałem „Moją walkę” i zmieniłem zdanie. Dla Knausgårda niezwykłe jest wszystko co dzieje się wokół, niezwykłe jest  ż y c i e – i śmierć. I tym jest jego książka i na tym – według mnie oczywiście – polega jej geniusz.




No ale dobrze, o czym  d o k ł a d n i e  jest ta powieść? „Moja walka” to zlepek wspomnień z różnych okresów życia pisarza. W księdze pierwszej osią opowieści jest niejako apodyktyczny ojciec pisarza, a właściwie jego śmierć. Autor wspomina czasy dzieciństwa, gdy mieszkał jeszcze z rodzicami. Z każdego słowa bije wpływ, jaki miała na niego postać ojca. I otwarte rany, jakie pozostały po tamtych czasach, gdyż ojciec był kimś, kogo niełatwo było zadowolić, kto stawiał wysokie wymagania, kto ranił najbliższych, czy to celowo, czy nieświadomie. Ze słów pisarza przemawia przede wszystkim strach przed osobą, która powinna być wsparciem i podporą, strach, którego mimo upływu lat nie udało się wyzbyć. Strach jest tak wielki, że gdy ojciec umiera, Knausgård najpierw czuje… ulgę. Przerażające? Jeśli przeczytacie „Moją walkę”, zrozumiecie.

Dla mnie, pierwsza część historii Knausgårda to przede wszystkim traktat o śmierci. Wierzcie mi, dotąd chyba jeszcze nikt tak o niej nie mówił – nikt nie odważył się tak otwarcie wyrazić tak rewolucyjnego poglądu na temat śmierci człowieka. Dla mnie to szczególnie ważne, bo ja się z tym poglądem w stu procentach zgadzam. Wiem, że nie każdy się z nim zgodzi, i rozumiem to, bo jest naprawdę… brutalny, wywraca naszą kulturę śmierci o sto osiemdziesiąt stopni. Nie będę go streszczać, bo nie o to tu chodzi, sami sięgnijcie po tę powieść, aby się przekonać, starczy powiedzieć, że pierwsze pięć stron zrobiło na mnie takie wrażenie, że w ciągu ostatnich miesięcy kilkakrotnie je odczytywałem, próbując poukładać je sobie w głowie. Wciąż nie jestem pewien, czy do końca mi się to udało. Tak czy inaczej jednak, największą wartością powieści Knausgårda jest właśnie ten inny, wstrząsający punkt widzenia – czy się z nim zgodzicie, czy nie, warto się nad nim pochylić i zastanowić.  


W moim odczuciu olbrzymią zaletą „Mojej walki” jest jej szczerość, jej brutalność, bo ja takie teksty uwielbiam. Uwielbiam książki, które odzierają rzeczywistość z tej otoczki, w którą ją owijamy, by była mniej bolesna. Jeśli chcecie literatury, po której nie będziecie mogli dojść do siebie, która nie da Wam zapomnieć, i która Was być może nawet porani, ale jednocześnie wniesie do Waszego życia nowy wymiar, sięgnijcie po tę książkę. To jest właśnie taka literatura.

„Moja walka” to niesamowita powieść, wobec której „nikt nie pozostanie obojętny”, jak głosi cytat z „The Australian” na okładce. Inny cytat, z „The Guardian”, mówi, że to „prawdopodobnie najważniejsze literackie przedsięwzięcie naszych czasów”. Czy tak jest – nie wiem, bo nie znam wszystkich przedsięwzięć literackich naszych czasów. Ale powiem Wam, że to na pewno jedna z ważniejszych lektur, które przeczytałem. I nie mogę się doczekać, aż w Polsce ukażą się kolejne części „Mojej walki”, w których Autor wpuści mnie jeszcze trochę głębiej do swojego życia, moje czyniąc bogatszym. To przy takich lekturach naprawdę chce się powiedzieć „KTO CZYTA, ŻYJE PODWÓJNIE”.

Recenzja jest bardzo długa, zdaję sobie z tego sprawę, ale mam nadzieję, że dobrnęliście do końca i że sięgniecie po tę książkę. Dlaczego mówię Wam o niej akurat teraz? 19 listopada wychodzi „Powieść 3.”. Bardzo chciałbym, żeby wkrótce (tzn. do końca listopada, biorąc pod uwagę objętość) na kanale VLOG pojawiła się recenzja drugiego tomu. Chcę po prostu opowiedzieć Wam o tej wspaniałej książce, żebyście mogli po nią sięgnąć i być na bieżąco z kolejnymi częściami. :)

Nie przedłużając już, dziękuję, jeśli doczytaliście do końca, i trzymajcie się, do następnego razu, J.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz