Do napisania tej recenzji zbierałem się przez pewien czas, bo o książkach fenomenalnych, książkach-objawieniach mówić jest najtrudniej. Kiedy mamy jakieś „ale”, to zawsze jakoś tak raźniej. A dziś przychodzę do Was z recenzją – czy też może raczej „wrażeniami” po lekturze – pierwszego tomu monumentalnego dzieła norweskiego pisarza Karla Ove Knausgårda. Knausgård był nawet kandydatem do Literackiej Nagrody Nobla i, szczerze mówiąc, za „Moją walkę”, bo o niej oczywiście mowa, mógłby ją otrzymać. Przed Wami kilka słów o pierwszej części tej powieści.
„Moja walka” jest powieścią autobiograficzną. Pierwsze pytanie, jakie sobie zadałem, gdy zobaczyłem zapowiedź polskiego wydania tego działa, brzmiało: czy Autor przeżył coś niezwykłego, co usprawiedliwiałoby wydanie w wieku czterdziestu lat sześciotomowej autobiografii? (Dla ciekawskich: szacuję jej objętość na około 3500-4000 stron). Odpowiedź zależy od tego, co uważamy za „niezwykłe”. Ja zerknąłem do Internetu, przeczytałem biografię Knausgårda i odpowiedziałem sobie sam – nie. A potem przeczytałem „Moją walkę” i zmieniłem zdanie. Dla Knausgårda niezwykłe jest wszystko co dzieje się wokół, niezwykłe jest ż y c i e – i śmierć. I tym jest jego książka i na tym – według mnie oczywiście – polega jej geniusz.
No ale
dobrze, o czym d o k ł
a d n i e jest ta powieść?
„Moja walka” to zlepek wspomnień z różnych okresów życia pisarza.
W księdze pierwszej osią opowieści jest niejako apodyktyczny
ojciec pisarza, a właściwie jego śmierć. Autor wspomina czasy
dzieciństwa, gdy mieszkał jeszcze z rodzicami. Z każdego słowa bije
wpływ, jaki miała na niego postać ojca. I otwarte
rany, jakie pozostały po tamtych czasach, gdyż ojciec był kimś, kogo niełatwo było zadowolić,
kto stawiał wysokie wymagania, kto ranił najbliższych, czy to celowo,
czy nieświadomie. Ze słów pisarza przemawia przede wszystkim
strach przed osobą, która powinna być wsparciem i podporą,
strach, którego mimo upływu lat nie udało się wyzbyć.
Strach jest tak wielki, że gdy ojciec umiera, Knausgård najpierw czuje…
ulgę. Przerażające? Jeśli przeczytacie „Moją walkę”, zrozumiecie.
Dla mnie,
pierwsza część historii Knausgårda to przede wszystkim
traktat o śmierci. Wierzcie mi, dotąd chyba jeszcze nikt tak o niej
nie mówił – nikt nie odważył się tak otwarcie wyrazić tak rewolucyjnego poglądu na temat
śmierci człowieka. Dla mnie to szczególnie ważne, bo ja się
z tym poglądem w stu procentach zgadzam. Wiem, że nie każdy się z nim
zgodzi, i rozumiem to, bo jest naprawdę… brutalny, wywraca naszą
kulturę śmierci o sto osiemdziesiąt stopni. Nie będę go streszczać,
bo nie o to tu chodzi, sami sięgnijcie po tę
powieść, aby się przekonać, starczy powiedzieć, że pierwsze pięć stron zrobiło na mnie
takie wrażenie, że w ciągu ostatnich miesięcy kilkakrotnie je
odczytywałem, próbując poukładać je sobie w głowie. Wciąż nie jestem
pewien, czy do końca mi się to udało. Tak czy inaczej
jednak, największą wartością powieści Knausgårda jest właśnie ten
inny, wstrząsający punkt widzenia – czy się z nim zgodzicie, czy nie,
warto się nad nim pochylić i zastanowić.
W moim
odczuciu olbrzymią zaletą „Mojej walki” jest jej szczerość, jej
brutalność, bo ja takie teksty uwielbiam. Uwielbiam książki, które
odzierają rzeczywistość z tej otoczki, w którą ją owijamy, by była mniej
bolesna. Jeśli chcecie literatury, po której nie będziecie mogli dojść
do siebie, która nie da Wam zapomnieć, i która Was być
może nawet porani, ale jednocześnie wniesie do Waszego życia nowy
wymiar, sięgnijcie po tę książkę. To jest właśnie taka literatura.
„Moja walka”
to niesamowita powieść, wobec której „nikt nie pozostanie obojętny”,
jak głosi cytat z „The Australian” na okładce. Inny cytat, z „The
Guardian”, mówi, że to „prawdopodobnie najważniejsze literackie
przedsięwzięcie naszych czasów”. Czy tak jest – nie wiem, bo nie znam
wszystkich przedsięwzięć literackich naszych czasów. Ale powiem Wam, że to na pewno jedna z ważniejszych
lektur, które przeczytałem. I nie mogę się doczekać, aż w Polsce
ukażą się kolejne części „Mojej walki”, w których Autor wpuści mnie
jeszcze trochę głębiej do swojego życia, moje czyniąc bogatszym. To przy
takich lekturach naprawdę chce się powiedzieć „KTO CZYTA, ŻYJE PODWÓJNIE”.
Recenzja jest
bardzo długa, zdaję sobie z tego sprawę, ale mam nadzieję, że
dobrnęliście do końca i że sięgniecie po tę książkę.
Dlaczego mówię Wam o niej akurat teraz? 19 listopada wychodzi „Powieść
3.”. Bardzo chciałbym, żeby wkrótce (tzn. do końca listopada,
biorąc pod uwagę objętość) na kanale VLOG pojawiła się recenzja drugiego tomu.
Chcę po prostu opowiedzieć Wam o tej wspaniałej książce,
żebyście mogli po nią sięgnąć i być na bieżąco z kolejnymi częściami.
:)
Nie
przedłużając już, dziękuję, jeśli doczytaliście do końca, i trzymajcie
się, do następnego razu, J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz