Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

sobota, 28 maja 2016

"Historia pszczół" - Maja Lunde [Recenzja 56.]

Witajcie, moi Drodzy, w przepiękny, majowy dzień! Dzisiaj chciałbym Wam opowiedzieć o naprawdę przepięknej powieści, która zebrała już mnóstwo dobrych opinii – i ja muszę dołożyć swoją cegiełkę. Mowa oczywiście o „Historii pszczół” Mai Lunde, książce, która mnie poruszyła i naprawdę mną wstrząsnęła – i coś mi się dziwnie wydaje, że trafi do zestawienia najlepszych dziesięciu książek tego roku. Zapraszam serdecznie na recenzję!


W „Historii pszczół” Autorka snuje trzy niezależne od siebie opowieści, a akcja każdej z nich dzieje się zupełnie w innych czasach. W pierwszej z nich poznajemy Williama Savage’a, angielskiego przyrodnika, którego opuściła chęć do pracy i badań. Gdy jednak pewnego dnia 1852 roku wpada na pomysł, jak zrewolucjonizować budowę pszczelego ula, znów zaczyna pracować ze zdwojoną siłą. Ale jak to w świecie nauki bywa, ktoś gdzieś też już pracuje nad ulepszeniem ula… W 2007 roku osadzona jest akcja opowieści o George’u i jego rodzinie, która od pokoleń zajmuje się pszczelarstwem. Niestety to właśnie na czas życia George’a przypada czas Zapaści, dziwnego zjawiska, w wyniku którego wymierają pszczoły. Jakby tego było mało, mężczyzna ma pewne problemy w porozumieniu się ze swoim synem, Tomem. W końcu mamy i rok 2098, Syczuan, świat w wizji niemalże postapokaliptycznej, świat bez pszczół, w którym ludzie muszą sami dbać o zapylanie kwiatów. Jedną z robotnic jest Tao, matka małego Wei-Wena, który pewnego dnia znika w tajemniczych okolicznościach, a Tao z desperacji wyrusza w głąb Chin na poszukiwania jedynego dziecka. W jaki sposób te historie są ze sobą powiązane? Dlaczego elementem łączącym je są pszczoły? I jak potoczą się losy bohaterów? O tym przekonacie się, sięgając po „Historię pszczół”.

Dla mnie ta książka to przede wszystkim przecudowny, wspaniały obraz relacji między rodzicami a dziećmi – relacji, która bardzo często jest trudna, cierpka, która zmienia się i ewoluuje. Każdy z głównych bohaterów opowieści przedstawionych w powieści ma dzieci, starsze lub młodsze, jedno bądź kilkoro, i każdy musi nauczyć się budować z nimi most porozumienia. Maja Lunde pokazuje, jakie to skomplikowane, jak niełatwo jest czasem znaleźć tę wspólną nić – może być nią pasja, może być rodzinna tradycja i dziedzictwo, może nią być po prostu miłość. W „Historii pszczół” wyraźnie widzimy, że chociaż rodziców i dzieci dzieli jedno pokolenie, kilka bądź kilkanaście lat, to mentalnie i światopoglądowo może to być odległość setek mil świetlnych, bo młody człowiek, wkraczając w dorosłość, ma zupełnie inną wizję świata i siebie w tym świecie, niż rodzic, który go do dorosłości prowadził. Gdzie powinno się postawić granice zaufania, kiedy być dla swojego dziecka mentorem i nauczycielem, a kiedy przyjacielem? A z drugiej strony jak dziecko w delikatny sposób ma wywalczyć sobie swoją przestrzeń osobistą, gdy czuje, że nadszedł czas, by zacząć spełniać marzenia i wyfrunąć z gniazda? Zwłaszcza jeśli te marzenia nie do końca pokrywają się z rolą, jaką przewidzieli dla niego rodzice… Z tymi problemami borykamy się na co dzień, a podpowiedzi być może znajdziemy w powieści Lunde.

Spoiwem łączącym wszystkie trzy opowieści są oczywiście pszczoły, pszczoły, od których wszystko się zaczęło, gdy William badał ich życie i zwyczaje, pszczoły, które dla George’a stanowią źródło utrzymania i rodowe dziedzictwo, i pszczoły, których zniknięcie z powierzchni ziemi doprowadziło do panującego na świecie głodu i powrotu niemalże totalitarnych rządów, pod którymi celem życia każdego człowieka staje się zapylenie jak największej ilości kwiatów. Pszczoły to jednocześnie sens życia i jego przekleństwo, to jak obsesja ogarniająca bohaterów, tylko każdego w trochę inny sposób. W tym wszystkim Maja Lunde stworzyła postaci z krwi i kości, z którymi zżywamy się i trwamy całym sercem, bo ich losy tak bardzo podobne są do naszych, a cierpienia podobne do ich cierpień i my przeżywamy. Niespełnione marzenia, zawiedzione nadzieje, relacje, które gdzieś po drodze straciły sens. Przecież znamy to wszystko bardzo dobrze!

No i w końcu „Historię pszczół” możemy odczytywać i dosłownie, bo Zapaść, którą opisuje Maja Lunde, powoli obserwujemy i my. Pszczół jest coraz mniej, rolnictwo i stosowane w nim środki zmieniają się, wszystko to prowadzi do globalnej katastrofy, kto wie, czy nie gorszej, niż wszystkie „popularne” ekologiczne problemy roztrząsane z takim zapałem w prasie od kilku lat. Towłaśnie pomaga nam dostrzec wizja Chin z 2098 roku przedstawiona przez Lunde – wizja świata opustoszałego, pełnego ludzi walczących o miseczkę ryżu, robotników od najmłodszych lat zmuszonych do katorżniczej pracy, by w efekcie można było zebrać tę odrobinę plonów na kolejny rok. Bez pszczół nie ma nie tylko miodu, bez pszczół nie ma też owoców i warzyw, nie ma nabiału i serów, bo zwierzęta nie mają dość jedzenia, by produkować mleko… To przerażająca wizja świata przymierającego głodem, w którym jeden mały owad urasta do rangi legendy, mitu i symbolu największego błogosławieństwa. Miejmy nadzieję, że nie taki los czeka nas za sto lat, bo przyrzekam, że w świecie z powieści Lunde nie chciałbym się znaleźć ani na chwilę.

Mógłbym o tej książce jeszcze długo. Jestem pewien, że wrócę do niej nie raz, bo to cudowna historia, historia pszczół, historia ludzi i historia ludzkości. To naprawdę dobra literatura, powieść, o której nie sposób zapomnieć, która zostawia w nas mnóstwo przemyśleń i refleksji, ale nie „zapycha” nas pseudofilozoficznym bełkotem. Polecam ją bardzo, bardzo gorąco nie tylko rodzicom i dzieciom, ale wszystkim, bo to też powieść po prostu o tym, jak być człowiekiem. Przeczytałem „Historię pszczół” na dwa razy, kończąc z wielkim żalem piętnaście po drugiej w nocy, i nie wiem, czy tylko mnie tak bardzo ona wzruszyła i poruszyła, czy może kogoś z Was również? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach! A jeśli jeszcze nie zachęciłem Was do przeczytania powieści Mai Lunde, zajrzyjcie do mojej recenzji wideo, o TUTAJ.





Za egzemplarz recenzencki książki bardzo dziękuję Wydawnictwu Literackiemu.

Do usłyszenia wkrótce! 

2 komentarze:

  1. Już widziałam u paru osób tę książkę, ale jakoś tak z góry założyłam, że nie będzie dla mnie. Muszę przyznać, że mnie zaciekawiłeś, zwłaszcza tym podziałem na trzy plany czasowe no i tą wizją świata bez pszczół (tu odzywa się natura biol-chema :D) Zapraszam do mnie :) szczerze-o-ksiazkach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaciekawiłeś mnie tą książką i chętnie będę na nią polować. Uwielbiam miód, uwielbiam kwiaty, zdaję sobie sprawę z tego, co może nas czekać bez kochanych pszczółek, ale szkoda, że wiele ludzi nie ma zielonego pojęcia z czym się wiąże ich wyginięcie. Historia Pszczół leci na półkę "muszę przeczytać" zdecydowanie!
    Pozdrawiam serdecznie
    blondynawsieci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń