Witajcie,
moi Drodzy, w przepiękny, majowy dzień! Dzisiaj chciałbym Wam
opowiedzieć o naprawdę przepięknej powieści, która zebrała już
mnóstwo dobrych opinii – i ja muszę dołożyć swoją cegiełkę.
Mowa oczywiście o „Historii pszczół” Mai Lunde, książce,
która mnie poruszyła i naprawdę mną wstrząsnęła – i coś
mi się dziwnie wydaje, że trafi do zestawienia najlepszych
dziesięciu książek tego roku. Zapraszam serdecznie na recenzję!
W „Historii pszczół”
Autorka snuje trzy niezależne od siebie opowieści, a akcja każdej
z nich dzieje się zupełnie w innych czasach. W pierwszej z nich
poznajemy Williama Savage’a, angielskiego przyrodnika, którego opuściła chęć
do pracy i badań. Gdy jednak pewnego dnia 1852 roku wpada na pomysł,
jak zrewolucjonizować budowę pszczelego ula, znów zaczyna pracować
ze zdwojoną siłą. Ale jak to w świecie nauki bywa, ktoś gdzieś
też już pracuje nad ulepszeniem ula… W 2007 roku osadzona jest
akcja opowieści o George’u i jego rodzinie, która od
pokoleń zajmuje się pszczelarstwem. Niestety to właśnie na czas życia George’a przypada czas
Zapaści, dziwnego zjawiska, w wyniku którego wymierają
pszczoły. Jakby tego było mało, mężczyzna ma pewne problemy
w porozumieniu się ze swoim synem, Tomem. W końcu mamy i rok
2098, Syczuan, świat w wizji niemalże postapokaliptycznej, świat bez pszczół,
w którym ludzie muszą sami dbać o zapylanie kwiatów. Jedną z robotnic
jest Tao, matka małego Wei-Wena, który pewnego dnia znika w tajemniczych
okolicznościach, a Tao z desperacji wyrusza w głąb
Chin na poszukiwania jedynego dziecka. W jaki sposób
te historie są ze sobą powiązane? Dlaczego elementem łączącym je są
pszczoły? I jak potoczą się losy bohaterów? O tym przekonacie się,
sięgając po „Historię pszczół”.
Dla mnie
ta książka to przede wszystkim przecudowny, wspaniały obraz relacji między
rodzicami a dziećmi – relacji, która bardzo często jest
trudna, cierpka, która zmienia się i ewoluuje. Każdy z głównych
bohaterów opowieści przedstawionych w powieści ma dzieci,
starsze lub młodsze, jedno bądź kilkoro, i każdy musi nauczyć
się budować z nimi most porozumienia. Maja Lunde pokazuje, jakie
to skomplikowane, jak niełatwo jest czasem znaleźć tę wspólną nić –
może być nią pasja, może być rodzinna tradycja i dziedzictwo,
może nią być po prostu miłość. W „Historii pszczół”
wyraźnie widzimy, że chociaż rodziców i dzieci dzieli jedno pokolenie,
kilka bądź kilkanaście lat, to mentalnie i światopoglądowo może
to być odległość setek mil świetlnych, bo młody człowiek, wkraczając w dorosłość,
ma zupełnie inną wizję świata i siebie w tym świecie, niż
rodzic, który go do dorosłości prowadził. Gdzie powinno się
postawić granice zaufania, kiedy być dla swojego dziecka mentorem
i nauczycielem, a kiedy przyjacielem? A z drugiej strony
jak dziecko w delikatny sposób ma wywalczyć sobie swoją
przestrzeń osobistą, gdy czuje, że nadszedł czas, by zacząć spełniać marzenia i wyfrunąć
z gniazda? Zwłaszcza jeśli te marzenia nie do końca pokrywają
się z rolą, jaką przewidzieli dla niego rodzice… Z tymi problemami borykamy
się na co dzień, a podpowiedzi być może znajdziemy w powieści Lunde.
Spoiwem
łączącym wszystkie trzy opowieści są oczywiście pszczoły, pszczoły, od
których wszystko się zaczęło, gdy William badał ich życie i zwyczaje,
pszczoły, które dla George’a stanowią źródło utrzymania i rodowe
dziedzictwo, i pszczoły, których zniknięcie z powierzchni ziemi doprowadziło do panującego na świecie
głodu i powrotu niemalże totalitarnych rządów, pod którymi celem
życia każdego człowieka staje się zapylenie jak największej ilości kwiatów.
Pszczoły to jednocześnie sens życia i jego przekleństwo, to jak
obsesja ogarniająca bohaterów, tylko każdego w trochę
inny sposób. W tym wszystkim Maja Lunde stworzyła postaci z krwi i kości,
z którymi zżywamy się i trwamy całym sercem, bo ich losy
tak bardzo podobne są do naszych, a cierpienia podobne do ich
cierpień i my przeżywamy. Niespełnione marzenia, zawiedzione nadzieje,
relacje, które gdzieś po drodze straciły sens. Przecież znamy to wszystko bardzo dobrze!
No i w końcu „Historię
pszczół” możemy odczytywać i dosłownie, bo Zapaść, którą opisuje Maja Lunde,
powoli obserwujemy i my. Pszczół jest coraz mniej, rolnictwo i stosowane
w nim środki zmieniają się, wszystko to prowadzi do globalnej
katastrofy, kto wie, czy nie gorszej, niż wszystkie „popularne”
ekologiczne problemy roztrząsane z takim zapałem w prasie od kilku lat.
Towłaśnie pomaga nam dostrzec wizja Chin z 2098 roku przedstawiona przez Lunde
– wizja świata opustoszałego, pełnego ludzi walczących o miseczkę
ryżu, robotników od najmłodszych lat zmuszonych do katorżniczej
pracy, by w efekcie można było zebrać tę odrobinę plonów na kolejny
rok. Bez pszczół nie ma nie tylko miodu, bez pszczół nie ma też
owoców i warzyw, nie ma nabiału i serów, bo zwierzęta nie
mają dość jedzenia, by produkować mleko… To przerażająca wizja świata przymierającego głodem,
w którym jeden mały owad urasta do rangi legendy, mitu i symbolu największego błogosławieństwa.
Miejmy nadzieję, że nie taki los czeka nas za sto lat, bo przyrzekam,
że w świecie z powieści Lunde nie chciałbym się znaleźć ani na chwilę.
Mógłbym
o tej książce jeszcze długo. Jestem pewien, że wrócę do niej nie raz,
bo to cudowna historia, historia pszczół, historia ludzi i historia ludzkości.
To naprawdę dobra literatura, powieść, o której nie sposób zapomnieć,
która zostawia w nas mnóstwo przemyśleń i refleksji,
ale nie „zapycha” nas pseudofilozoficznym bełkotem. Polecam ją bardzo, bardzo gorąco nie
tylko rodzicom i dzieciom, ale wszystkim, bo to też powieść
po prostu o tym, jak być człowiekiem. Przeczytałem „Historię
pszczół” na dwa razy, kończąc z wielkim żalem piętnaście po drugiej
w nocy, i nie wiem, czy tylko mnie tak bardzo ona wzruszyła i poruszyła,
czy może kogoś z Was również? Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach!
A jeśli jeszcze nie zachęciłem Was do przeczytania powieści Mai Lunde,
zajrzyjcie do mojej recenzji wideo, o TUTAJ.
Do usłyszenia wkrótce!
Już widziałam u paru osób tę książkę, ale jakoś tak z góry założyłam, że nie będzie dla mnie. Muszę przyznać, że mnie zaciekawiłeś, zwłaszcza tym podziałem na trzy plany czasowe no i tą wizją świata bez pszczół (tu odzywa się natura biol-chema :D) Zapraszam do mnie :) szczerze-o-ksiazkach.blogspot.com
OdpowiedzUsuńZaciekawiłeś mnie tą książką i chętnie będę na nią polować. Uwielbiam miód, uwielbiam kwiaty, zdaję sobie sprawę z tego, co może nas czekać bez kochanych pszczółek, ale szkoda, że wiele ludzi nie ma zielonego pojęcia z czym się wiąże ich wyginięcie. Historia Pszczół leci na półkę "muszę przeczytać" zdecydowanie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
blondynawsieci.blogspot.com