Oto subiektywny blog i videoblog literacki! Kto czyta, żyje podwójnie, więc dlaczego nie korzystać z tej szansy? Zapraszam na wspólną podróż do świata literatury! :)

czwartek, 12 maja 2016

Projekt Szekspir #1: "Shylock się nazywam" - Howard Jacobsen [Recenzja 54.]

Witam Was, moi Drodzy, w pierwszej recenzji z cyklu „Projekt Szekspir”. Z okazji przypadającej w 2016 roku 400. rocznicy śmierci Williama Shakespeare’a, Wielki Dramaturg został ogłoszony w literackim świecie patronem tego roku. Dlatego brytyjski wydawca Hogarth Press zwrócił się do kilku znanych pisarzy i pisarek z propozycją, by zreinterpretowali znane dramaty Shakespeare’a i stworzyli wspólnie serię wyjątkowych powieści. Chciałbym opowiedzieć Wam o nich wszystkich, a na pierwszy ogień pójdzie powieść Howarda Jacobsona „Shylock się nazywam” na podstawie „Kupca weneckiego”. Zapraszam!


Simon Strulovitch – kolekcjoner sztuki, Żyd, nieszczęśliwy mąż, ojciec. Jego chora żona, Kay, pozostaje niemal bez kontaktu ze światem, a córka schodzi na złą drogę i pomimo młodego wieku zaczyna umawiać się z mężczyzną prawie dwa razy starszym. Któregoś dnia na cmentarzu Strulovitch spotyka Shylocka, Żyda, którego znamy z dramatu Shakespeare’a – kierowany impulsem bohater zagaduje do Shylocka i zaprasza go do domu, czując, że być może z nim będzie mógł porozmawiać o nieszczęściach, jakie na niego spadły. Tak zaczynają ścierać się poglądy bogatego i nieszczęśliwego człowieka z poglądami bogobojnego Żyda, który kilka wieków temu nieomal wykroił chrześcijaninowi serce, a teraz stracił córkę. Do czego doprowadzi ich spotkanie? Na jakie próby zostanie jeszcze wystawiony Strulovitch? I czy uda mu się odzyskać zaufanie córki? Tego dowiecie się, gdy sięgniecie po powieść Jacobsona.

Przede wszystkim kilka słów wstępu, nie tylko do tej powieści, ale do całej serii „Projektu Szekspir” – przed bardzo trudnym zadaniem stanęli autorzy biorący udział w tej akcji. Można Shakespeare’a lubić bądź nie, ale nie można mu odebrać, że to jeden z największych dramatopisarzy wszechczasów – jego sztuki choć tak głęboko osadzone w tradycji literatury i Anglii, są ponadczasowe i zachwycają swoją aktualnością nawet dziś. Reinterpretacja tych sztuk to wielka sztuka – jak to zrobić, żeby powieści były ciekawe, żeby opierały się i odwoływały do dramatów, ale jednocześnie nie były wtórne, żeby było dobrze napisane i niosły za sobą wartość, ale nie były domorosłymi, pseudofilozoficznymi wynurzeniami w złym guście? Oto jest pytanie! Natomiast jeśli chodzi o samego Howarda Jacobsona, moim zdaniem udało mu się sprostać temu wyzwaniu. Dlaczego?

Widać, że Autor naprawdę dobrze przestudiował ”Kupca weneckiego”, a jednocześnie miał pewien pomysł na swoją powieść, skupił się bowiem na pewnych konkretnych postaciach i aspektach sztuki Shakespeare’a. Większość postaci z dramatu znalazło swoje odpowiedniki w powieści, ale Jacobsen kupił się szczególnie na postaci Shylocka – to on jest spoiwem łączącym dramat i powieść. Jednak o ile w dramacie to raczej „czarny charakter”, krwiożerczy chciałoby się powiedzieć Żyd, który proponuje Antoniowi straszny zakład, o tyle  tutaj jego postać przedstawiona jest o wiele ciekawiej, w wielu wymiarach. Jacobsen pogłębił psychologiczny profil tego bohatera ukazując go z nieco innej strony, niż zwykle na niego patrzymy. A to służy zagłębieniu się w dwa motywy przewodnie tej powieści.

Pierwszym z nich jest konflikt między Żydami a… resztą świata tak naprawdę, choć przede wszystkim chodzi o chrześcijan. Znacznie bardziej liberalne poglądy Strulovitcha, który choć za Żyda się już nie uważa, wciąż nie może wyzbyć się pewnych przekonać właściwych wyznawcom tej religii, stają naprzeciw tradycyjnych poglądów Shylocka. Mężczyzna ma ogromny żal i nosi w sobie gorycz za to, w jaki sposób traktowani są Żydzi, i w jaki lekceważący sposób został potraktowany on sam, gdy przed sądem oszukano go i ograbiono z majątku, a dodatkowo uniemożliwiono wyegzekwowanie lichwy w postaci serca Antonia. (Bo musicie wiedzieć, że Autor zagina czasoprzestrzeń, i Shylock czasem wydaje się być współczesnym wcieleniem Żyda z dramatu Shakespeare’a, a czasem tym samym wyciągniętym z mroków poprzednich wieków). Dlatego powieść ta przede wszystkich traktuje o tym, jak być miłosiernym Żydem, miłosiernym chrześcijaninem  w ogóle miłosiernym człowiekiem we współczesnym świecie. Jak koegzystować z ludźmi innej wiary i innych poglądów niż nasze, i jakie granice wokół siebie stawiać, by nie stać się śmiesznym człowiekiem walczącym o nic nie warte ideały.

Po drugie jednak książka Jacobsona to też opowieść o ojcostwie – o tym, jak być ojcem, jak rozmawiać z dziećmi, jakie stawiać im granice i co to znaczy być rodzicem we współczesnym świecie. Zarówno Shylock jak i Simon walczą z barierą międzypokoleniową – Shylock już przegrał, a wojna Strulovitcha wydaje się być z góry skazana na porażkę. Myślę, że ten wątek powieści szczególnie zainteresuje starszych czytelników, którzy być może odnajdą w nim jakieś sytuacje, które sami znają, a w rozterkach tych dwóch ojców odnajdą swoje własne. Już ze względu na ten wątek powieść „Shylock się nazywam” Wam serdecznie polecam.

Podsumowując – moje wrażenia po lekturze są bardzo dobre. Czytało się dobrze, sprawnie, książka napisana pięknym językiem i z pomysłem, a inspiracja Shakespeare’em widoczna, ale nie narzucająca się i natrętna. Jeżeli nie lubicie długich dysput o religii i miłosierdziu (które ktoś mógłby pewnie nazwać „pseudofilozoficznym bełkotem”, z czym się absolutnie nie zgodzę), to raczej po tę książkę nie sięgajcie. Moim zdaniem jednak warto. Ale trzeba pamiętać o tym (i to chyba dotyczyć będzie całej serii „Projektu Szekspir”), że książki tej nie pisał Shakespeare, ale Howard Jacobson według własnego pomysłu i bez niczyjej pomocy – i wtedy dużo łatwiej jest ją dobrze odebrać. I może nie jest to arcydzieło światowej literatury, ale myślę, że powieść mimo wszystko warta jest uwagi. A jeżeli chcecie posłuchać tej recenzji w formie vloga, zapraszam TUTAJ. :)




Za książkę dziękuję akcji Polacy nie gęsi i książki czytają

Do usłyszenia w następnej recenzji! :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz