Cześć
moi Drodzy, po dwóch tygodniach wracamy w Fantastycznym
Poniedziałku znów z recenzją, i to z recenzją
książki naprawdę rewelacyjnej. Już zapowiedź wydania jej w Polsce
zelektryzowała fanów fantastyki, w tym również i mnie,
ponieważ „Królowie Dary” Kena Liu, bo to o nich mowa, już z samego opisu zwiastują
prawdziwą literacką ucztę. Autor nagrodzony został najważniejszymi w dziedzinie
literatury fantasy nagrodami, a ja zaraz opowiem Wam, co podobało mi się
w jego powieści i czy rzeczywiście jest tak dobra, jak
wieść gminna niesie. Zapraszam!
Ken Liu przenosi nas
na Wyspy Dary, do cesarstwa, którym rządzi samozwańczy cesarz Mapidéré.
Przed laty podbił on i zjednoczył siedem królestw Dary i obwołał
się cesarzem. Wciąż jednak znajduje się w cesarstwie wiele osób
niezadowolonych z jego władzy, a niezadowolenie ludu jest
najprostszą przyczyną wybuchu rebelii. W cesarstwie żyją też dwaj
niezwykli mężczyźni, Kuni Garu i Mata Zyndu, czyli główni bohaterowie
tej opowieści. Jeden to hulaka, cwaniak i drobny złodziejaszek, drugi –
potomek wielkiego rodu, ambitny, dumny i żądny zemsty wojownik. Ich
losy splotą się ze sobą na wojennej ścieżce, ale to nie będzie łatwa ani prosta znajomość.
Jak zakończy się powstanie przeciwko cesarstwu? Dokąd poprowadzi bohaterów tej
powieści i jak odmieni ich życie? Przekonajcie się sami,
sięgając po pierwszy tom serii „Pod sztandarem dzikiego kwiatu”.
Pierwsza rzecz,
o której muszę powiedzieć, to to, że „Królowie Dary” to powieść
absolutnie unikatowa i niezwykła. To fantasy napisane naprawdę z ogromnym
rozmachem przywodzącym na myśl wybitne dzieła gatunku, ale
jednocześnie to fantasy z czymś zupełnie nowym, bo jest, jak
pięknie głosi opis na okładce, „przesycone duchem Orientu”.
Rzeczywiście tak jest. To coś zupełnie świeżego, coś, czego być może
jeszcze nie było. Z jednej strony odnajdziemy w „Królach Dary”
elementy klasycznego, epickiego fantasy, takiego, w którym miecze
mają swoje imiona, a los całych ludów zależy od czynów jednego bohateraa,
a z drugiej strony wyraźnie czuć w całej powieści elementy
kultury narodów Dalekiego Wschodu, i wszystko to razem
tworzy mieszankę wybuchową, od której trudno się oderwać.
Z pewnością
na osobny akapit zasługuje fenomenalnie wykreowany świat, którego nie
chce się opuszczać ani na chwilę. To świat stworzony zupełnie od
podstaw, przesycony mistycyzmem, duchem Dalekiego Wschodu, z własną
historią, mitologią i legendami. Rozmach z jakim zostały stworzone
Wyspy Dary aż przytłacza. W dodatku Autor dla każdego wymyślonego miejsca znalazł
zastosowanie, w każdym punkcie jego świata coś się dzieje, więc i za to należą
mu się gratulacje. Ken Liu stworzył również bóstwa, które patronują
poszczególnym królestwom, z których każde ma swoje charakterystyczne
cechy, sposób bycia, miejsce kultu. I bogowie ci oczywiście nie
pozostają obojętni na losy ludzkie, mieszają w nich i bawią
się nimi, używając mieszkańców Dary w swojej prywatnej rywalizacji. Co z tego wyniknie
oczywiście Wam nie powiem, ale zapewniam, że warto się przekonać.
Najmniej
w całej powieści podobała mi się chyba sama fabuła.
Nie oznacza to, że jest nudna czy nieciekawa, mam jedynie wrażenie,
że genialnie wykreowana rzeczywistość Dary trochę przyćmiła przygody
bohaterów. Fabuła wydawała mi się trochę zbyt liniowa,
poprowadzona od wydarzenia do wydarzenia, może można było dodać
do niej więcej wątków? Niby w losy Kuniego i Maty wplecione
są i historie innych ludzi, ale mimo wszystko każda z nich
ściśle związana jest z rewolucją i oś fabularna jedynie na tej
walce jest oparta więc to chyba odrobinę mnie rozczarowało, co nie
zmienia faktu, że czytałem z przyjemnością i zainteresowaniem –
może fabuła rozwinie się bardziej w części drugiej cyklu?
Jest za to jeszcze
jedna rzecz o której chciałbym wspomnieć – ta rewolucja, o której
mówiłem przed chwilą. „Królowie Dary” bowiem to nie tylko „bajeczka”
fantasy, to też świetny opis rebelii przeciwko totalitarnemu reżimowi.
To studium losów ludzkich z różnych warstw społecznych pod
rządami autokraty i w czasie walki o wolność, ale też
studium psychiki człowieka owładniętego żądzą zemsty i władającego ludźmi.
W czasie trwania akcji bohaterowie zmieniają się, władza wpływa na nich,
odmienia losy ich i ludzi, którymi kierują. Właśnie ze względu na ten
obraz wojny warto „Królów Dary” przeczytać.
Więc,
podsumowując, jeżeli macie ochotę na fantasy nowatorskie, ale
jednocześnie takie, w którym odnajdziecie elementy ulubionych, epickich
klasyków, jeżeli chcecie wspaniałej przygody, niezapomnianej atmosfery i wspaniale
wykreowanego świata, to koniecznie sięgnijcie po powieść Kena Liu.
A jeśli jeszcze Was nie przekonałem, może zrobi to recenzja wideo –
do podejrzenia TUTAJ.
Za książkę
bardzo dziękuję Wydawnictwu Sine Qua Non.
Do usłyszenia wkrótce!
Widzę, że i Tobie się podobało :) A czytałeś opowiadania Kena Liu? :)
OdpowiedzUsuńMoże autor nie chciał bardziej komplikować fabuły i dlatego jest dość skromna. Tyle wątków z bóstwami i wątkami mitologicznymi i innymi elementami kultury może przyprawić o zawrót głowy. Już dla samej kreacji świata przedstawionego z ciekawości sięgnę po tę książkę :)
OdpowiedzUsuń