Mam
ostatnio wrażenie, że czas przelatuje mi od poniedziałku do poniedziałku –
ledwo zrecenzowałem jedną książkę, już pora na kolejną. Dzisiaj
opowiem Wam o powieści, na którą czekaliście, i o którą
mnie pytaliście. Sam byłem ciekaw, jak mi się spodoba, i chociaż
trochę to zajęło, w końcu przychodzę do Was z „Czasem
Żniw” Samanthy Shannon. Zapraszam!
W świecie,
w którym ludzie podzieleni są na ślepców i jasnowidzów,
tym drugim nie jest łatwo – są prześladowani i unieszkodliwiani jako wynaturzone
istoty. Dziewiętnastoletnia Peige Mahoney jest jasnowidzem i to obdarzonym
rzadkimi zdolnościami: jest śniącym wędrowcem, osobą, która we śnie
może odwiedzać senne krajobrazy innych. Ten dar pozwolił jej znaleźć
zatrudnienie w podziemiu Sajonu Londyn. Jednak pewnego dnia Peige
„wpada” i zostaje przetransportowana do Oksfordu, do tajnej
kolonii karnej dla jasnowidzów prowadzonej przez rasę z innej
planety, mrocznych Refaitów pod przewodnictwem Nashiry. Jej opiekunem
zostaje w dodatku Naczelnik, wybranek krwi przerażającej
władczyni. Jaką skrywa tajemnicę i dlaczego wydaje się być inny
od swoich pobratymców? Jak Peige poradzi sobie w brutalnym, nowym
świecie? Czy uda jej się oprzeć żądaniom Refaitów? Żeby się tego dowiedzieć,
musicie przeczytać „Czas żniw”.
Sięgając
po tę książkę wiedziałem jedynie, że jest o jasnowidzach, że
nieprzeczytanie jej grozi fochem ze strony Anity z Book Reviews i że
wszyscy się zachwycają. Ach, no i że to Young Adult. Wtedy
zacząłem się obawiać, bo ja, jak wiecie, specjalnie za tym gatunkiem
nie przepadam – ale! W przypadku „Czasu żniw” cechy YA mieszają
się z cechami fantastyki na tyle dobrze, że tworzą razem
stabilną konstrukcję niezagrażającą wybuchem (z mojej strony). Owszem,
mamy tutaj miłosny trójkąt, ale taki wyważony, mamy młodą, wyszkoloną
główną bohaterkę, ale sympatyczną, mamy antyutopię i system totalitarny,
ale… no nie, mamy i już. Na to nic nie da się poradzić.
:D Samantha Shannon serwuje nam jednak mimo wszystko smaczny
kąsek. Dlaczego?
Przede
wszystkim ze względu na przedstawiony na kartach tej powieści świat
i „system magii”, z barku lepszego określenia. Brutalność
Sajonu Londyn jest przejmująca, tak jak przejmujący jest los ludzi pod
rządami Refaitów w Oksfordzie. Bardzo podoba mi się
koncepcja jasnowidzenia, liczne klasy i podklasy jasnowidzów, które
stworzyła Samantha Shannon, jednym słowem – jestem jak najbardziej na „tak”
jeśli chodzi o świat, w którym przyszło żyć naszej
Peige. No właśnie, skoro już mowa o Peige, to i ona jest
kobiecą postacią nakreśloną z pomysłem. Mimo że odrobinę przewidywalna w działaniu,
Peige to dziewczyna, którą da się lubić – charakterna, wytrwała,
odważna. W dodatku nie jest przesadnie egzaltowana czy
pretensjonalna, mimo że nosi w sobie niezwykły dar. Czytanie o jej
przygodach było przyjemnością i chętnie spotkam się z nią znów w „Zakonie
mimów”.
Wady
tej powieści? Przewidywalność, ale to chyba domena gatunku Young
Adult. Nie dostałem rewolucji, ale też jej nie oczekiwałem. Może jestem na tę
powieść odrobinkę „za stary”? Mimo wszystko to naprawdę
dobra powieść z bardzo dobrym pomysłem i rozumiem, dlaczego urzekła tak
wielu młodych ludzi. Jak to gdzieś kiedyś przeczytałem, „Czas żniw” to typowy
„page turner”, i z tym się zgadzam – przez książkę płynie się
szybko, strona za stroną, rozdział za rozdziałem, i dla mnie
kolejne tomy cyklu Shannon będą stanowiły miły, lekki przerywnik
między poważniejszymi lekturami. Fanom fantastyki i fanom YA polecam
zdecydowanie. :)
Jeśli jeszcze
Wam mało zapraszam na vloga, o TUTAJ, gdzie znajdziecie tę
recenzję w formie wideo. A za jakiś czas (niedługi) szykujcie
się na mały „update” mojej opinii, w którym opowiem Wam o tomie
drugim, czyli o „Zakonie mimów” – ta recenzja pojawi się
na kanale. :)
Książkę
zrecenzowałem we współpracy z Wydawnictwem Sine Qua Non.
Dzięki,
że byliście, i do usłyszenia niebawem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz